piątek, 17 października 2008

Zmora part 3

- Myślałeś, że cię nie znajdziemy? - usłyszałem tuż obok siebie jakiś głos. Znajomy głos.
- Sigil? - odwróciłem się z niedowierzaniem. Nie, tego było za wiele.


Wcale nie uciekałem, nie ukrywałem się. Po prostu nie tolerowałem „Ich” świata. Nie kupowałem tego, że jest to jakoby „nasz” poziom wspólnego bytu. To prawda: moja siła i wieczność mogły trwać tylko i wyłącznie dzięki przestrzeganiu „Tych” praktyk, ale ta zgnilizna, mrok, to wieczne litowanie się nad sobą, melancholia i feudalne podporządkowanie Istotom Starszym to... to było zupełnie paranoicznie. Ja nawet nie przepadałem za ciemnością. A szwendanie się po ponurych lochach, zaciekłych rdzą i brudem kątach nie należało zupełnie do moich faworytów. I teraz spotkanie z Sigil, Tym, a raczej (bo ostatnio była to Ona)...
- Mylisz porządki Sigil – uśmiechnąłem się pewnie do swojego nowego gościa – nigdzie nie jest napisane, że muszę spowiadać się ze swoich planów...
- Nie bluźnij wspominając spowiedź – Sigil cedziła słowa powoli – tacy jak ty nawet nie wiedzą, co to znaczy... Złamałeś wszystkie zasady. Zabijałeś żywych w większych ilościach niż ci pozwolono, zjadałeś martwych, bo wciąż byłeś żądny siły – wskazała głową na wiszące w mojej domowej rzeźni ciała.
Nigdy jej nie rozumiałem, dlaczego nie potrafiła docenić mojej kolekcji. Mojej indywidualności. Nic tylko prawa, zasady, Starsi... których nawet nie widziałem. To wszystko bzdury.
- Dość tej nadętej gadki – przerwałem jej spokojnie – prawda jest taka, że nie możesz znieść mojej samodzielności i niechęci do tej całej beznadziejnej oprawy naszego bytu.
Męczyło mnie to spotkanie. Obecność obskurnej zmory telepiącej się w kącie. Przerysowanej Sigil z jej białą twarzą i fioletowymi oczyskami. Wystarczył mi w zupełności widok zacieku na ścianach mojej kamienicznej klatki, jeśli chodzi o wstręt.
Sigil przechwyciła moje myśli.
- To, co cię tak bardzo obrzydza pochodzi od ciebie. Przecież to posoka sącząca się z twego schowka – zaśmiała się głośno. - Nienawidzisz ciemności, a sam ją czynisz. Brzydzisz się naszego rzemiosła, ale to ono daje ci życie – zawiesiła głos, a jej posępny wyraz twarzy nabrał złośliwej ostrości – a teraz ja przyszłam odebrać, co nasze. Bo my dajemy i możemy odebrać. Wiesz, to tak jak w Biblii.
Podeszła do zmory i pomogła jej wstać. Stanęły na przeciwko mnie. Pomyślałem, że zabicie ich dwóch nie będzie aż tak bardzo trudnym zadaniem, być może nawet Sigil zdziwi się jak wielką moc potrafiłem zdobyć. Choć oczywiście po tym incydencie reszta tych świrów nie da mi spokoju i najprawdopodobniej będę musiał opuścić swoje dotychczasowe lokum. Cóż, podejmowanie ryzyka wiąże się z niebezpieczeństwem, ale gdybyście zdawali sobie sprawę jak wysoka była wygrana. Tylko niewolnicy nie ryzykują. A więc do dzieła.
Zamknąłem na chwilę oczy i pozwoliłem, aby ta inna część mojej natury ukazała się moim drogim gościom. Dotknąłem dłońmi twarzy. Teraz i moje ręce były szponami, a zęby zamieniły się w sine i bardzo ostre siekacze. Mięso Sigil na pewno będzie doskonałą esencją...
- Głupcze, zrobiłeś to... - szept Sigil dobiegł mnie gdzieś z oddali, przebił się przez kaskadę ostrych dźwięków towarzyszących metamorfozie. Otworzyłem oczy i spostrzegłem zmorę jak chwyta mnie za ramiona i wpija się w mój kark. Nie mogłem nic zrobić. Żadnego ruchu. Skamieniała bezsilność. Cała moja istota zaczęła się kurczyć i czułem jak powoli zostaję wchłonięty przez tego niepozornego stwora, którego istotę i rolę dopiero teraz w pełni zrozumiałem.
Sigil spokojnie czekała na zakończenie tej makabreski. Kiedy zmora opadła bez sił szturchnęła ją końcem szpiczastego buta. - Zostaniesz w tej piwnicy pod schodami. Kiedyś ktoś po ciebie przyjdzie, na razie masz czas na przemyślenia – znów się zaśmiała.
Zmora była moją ofiarą, której nie dobiłem, a oni przerobili ją na tępego zabójcę. Bo tylko taka forma mogła stanowić zagrożenie i to tylko wtedy, kiedy ukazałem swoje drugie „ja”.
Przeczekam w tej ciemnej norze, przeżyję, choć pomyślicie, że to niemożliwe. Czasem będziecie o mnie pamiętać, zwłaszcza podczas nocnych powrotów przez ciemne klatki schodowe, gdzie pod schodami coś dziwnie szeleści. Nie zaglądajcie tam.

Tutaj czytaj drugi odcinek opowiadania Pat "Zmora". A tu pierwszy.

Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga