wtorek, 4 listopada 2008

Sekcja „Z”. Part I

Przed Wami kolejne opowiadanie Pat. Zapraszam serdecznie. Kolejne odcinki w następnych tygodniach. Inne opowiadania Patrycji możecie przeczytać tutaj (Zmora) i tutaj (Mroczny świt).

"Sekcja zwłok wykonywana na żywo w Petersburgu – cóż za idiota mógł tak nazwać film na YouTube. Pewnie Ruski, debil... ale trzeba przyznać jedno: ogląda się to doskonale. Spędziłem nad tym filmem wiele godzin”. Jeszcze tylko opcja wyślij, chwila czekania, bo internet w pracy chodzi kiepsko i poszło. Wiadomość poszybowała światłowodem do niecierpliwie czekającej na nią odbiorczyni. Nie byle jakiej. Tej wyczekanej. Zdobyczy.

Uśmiechnął się lekko. Charakterystycznie unosząc tylko prawy kącik ust, nie odrywając wzroku od otwartego pliku, nad którym pozornie pracował.

Czekał tak długo na rozpatrzenie swojej prośby. Nie było łatwo przekonać szefa do tego projektu. Laborant sekcyjny. Niby, po co taka umiejętność młodemu pracownikowi naukowemu jednostki medycznej, ale pozostającemu wszak w zakładzie badawczym zajmującym się teorią, a nie praktyką. Negocjował długo, argumentował, podlizywał się, był nadgorliwy w pracy. Aż w końcu udało się. Mógł wystosować oficjalną prośbę do jedynej w Europie firmy „Mortus” prywatnej posiadającej takie uprawnienia, aby zechcieli rozpatrzeć jego kandydaturę do odbycia kursu-szkolenia w zakresie przeprowadzania sekcji zwłok i uzyskania niezbędnych dokumentów potwierdzających przydatność w tym ciężkim fachu.

„Dla kogo ciężki, dlatego ciężki” - westchnął. Jeszcze raz odtworzył „ruski film”, który przed chwilą wysłał swojej dziewczynie. Kafelki, stare odrapane mury szpitalnych pomieszczeń, jarzeniówki rozświetlają mocnym strumieniem ogromne pomieszczenie. Na stołach leża nagie zwłoki. Żadnych profesjonalnych rynien, kanałów spływowych. Wokół przygotowanych do „zabiegów” martwych ciał kręci się kilka osób w lekarskich kitlach i gumowych fartuchach. Operator amatorskiej kamery żartuje, mężczyźni odpowiadają – wszyscy wybuchają śmiechem. Ale dla niego te żarty są kompletnie niezrozumiałe. Nie zna rosyjskiego. Niecierpliwie czeka na finał. Jeden z laborantów szybko podchodzi do wybranych zwłok, sprawnym cieciem otwiera klatkę piersiową, krtań, rozpina żebra, wyciąga wnętrze, potem brzuch i jelita, a następnie bierze się za czaszkę. Ściąga skórę wyginając ją w kierunku brody, twarz zamienia się w dziwną makabryczną maskę, wreszcie zaczyna piłować kość, widać mózg. Przeprowadzający sekcję wyciąga go na dłoni w kierunku kamery. Koniec.

Mógłby tak na okrągło. Zawsze cenił szybkość i sprawność ruchów fizycznych, można powiedzieć, że odnosiło się to także i do psychologii. Szybkie sądy, decyzje, emocje. „Ciekawe, czy będę tak potrafił?” - z obawą zastanawia się czy dorówna „ruskim”. Choć wie jedno: u nas tego tak się chyba nie robi. Ale nie jest studentem medycyny i w sumie brakuje mu nieco wiedzy na temat tego fachu.

Dlatego na spotkanie w ekskluzywnej i cenionej w szeroko pojętej branży funeralnej i medycznej firmie przygotował się dobrze. Musiał przejść testy psychologiczne, przedstawił mnóstwo zaświadczeń z pracy, opinie przełożonych, uzasadnił swoje zainteresowanie tematem. Ustalono termin odbycia kursów. Szkolenie teoretyczne przebiegało w sterylnych i bardzo nowoczesnych salach siedziby „Mortus”. Zdał „egzamin” i teraz czekał na część praktyczną. Przydzielono go do kostnicy w miejscowych klinikach. Znajdujący się nieopodal Zakład Medycyny Sądowej dostarczał każdego dnia „nowych wyzwań” pracownikom placówki.

Kiedy wysiadał z tramwaju o 7.30 rano przed kompleksem XIX wiecznych budynków utrzymanych w stylu charakterystycznej architektury neogotyckiej, tak modnej w czasach ich świetności, nie było w nim tremy ani podniecenia. Ciągle jeszcze miał w pamięci widok jasnych włosów Anny rozrzuconych w nieładzie na małej poduszce. Jej zamknięte oczy i udawaną obojętność, kiedy ściągnął z jej ciała narzutę, aby poobserwować nagość, lekką martwotę wpółuśpionej dziewczyny. Postanowił wysłać jej wiadomość na dobry początek dnia: „kocham... twój tyłek, bejb”. Schował telefon do kieszeni i stanął na przeciw wysokiej, wykonanej z kutego żelaza bramy. Pchnął ja zdecydowanym ruchem. Zawiasy zaskrzypiały. Na klinicznym dziedzińcu panował rozgardiasz. Grypa młodych medyków paliła papierosy na schodach głównego budynku. Spóźnialscy z pośpiechem zamykali samochody i szarpali ze sobą ciężkie teczki. Po lewej stronie, tuż przy niższej części kompleksu, dwóch mężczyzn w średnim wieku, ubranych w specjalne stroje pakowało na wózek jakąś sporych rozmiarów paczkę zawiniętą w czarną folię. Bez wątpienia było to ciało.

CDN.

Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga