niedziela, 24 kwietnia 2011

Noc żywych kretynów. Film dobry do podróży

Są takie filmy, których człowiek nie ma odwagi zobaczyć w domu. Szkoda mu czasu na potencjalny gniot. Takim właśnie filmem była dla mnie Noc żywych kretynów (Nach der lebenden Loser Niemcy 2004).

Film ten miałem już od pewnego czasu, ale zwykle rezygnowałem z niego wybierając film na miły wieczór. Wreszcie postanowiłem wziąć go do pociągu. Dzień - wielkanocna niedziela - może nie najlepszy do oglądania parodii horroru, ale z drugiej strony trudno w pociągu katować się jakimś ambitnym kinem.

Film opowiada o trzech kumplach, szkolnych nieudacznikach, o których złego zdania są niemal wszyscy. Jeden z nich - Philip ( grany przez Tino  Mewesa) - marzy o tym by umówić się ze szkolną pięknością, Konrad (Thomas Schmieder) zapisuje w notesie wszystkie przykrości jakie spotkały go od lat, a Wurst  pragnie szkolnej nauczycielki. Przez przypadek pakują się w sam środek przyzywania zmarłych, a kiedy giną w wypadku drogowym, wracają do życia jako zombi! Są jednak silniejsi, odważniejsi, bardziej seksowni. Pomóc może im jedynie Rebbeca (Collien Fernandes). Czy jednak zdąży?

Film na pewno ogląda się o wiele lepiej niż kretyńskie komedie z USA. Parę tekstów jest naprawdę niezłych. Spokojnie można więc polecić. W ubiegłym roku pojawił się remake niemieckiego filmu Night of the living Dorks.

Scenariusz do tego filmu napisał i wyreżyserował go Mathias Dinter, znany z Potwora z jeziora.

Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga