Postanowiłem się wybrać, we własne urodziny, z Córką do kina. Z 10-latką jeszcze nie za bardzo mogę iść na horror, więc postanowiłem wybrać jakiś film familijny. Zbyt dużego wyboru nie było więc wytypowaliśmy obraz "Harold i magiczna kredka" (Harold and the Purple Crayon USA 2024). Nie był to strzał w dziesiątkę, ale nie było źle.
Przed wyborem filmu nawet nie obejrzałem zwiastuna, a ograniczyłem się do jednozdaniowego streszczenia. Może i lepiej bo chyba bym się nie zdecydował na wyjście na ten film. Ale nie jest też tak źle. Ostatnio widzieliśmy z dzieciakami naprawdę wiele bardzo dobrych produkcji familijnych i ta niestety nieco odstaje. Harold (Zachary Levi) to bohater kreskówki, przyjaźniący się z łosiem (Lil Rel Howery) i jeżozwierzem (Tanya Reynolds). Pewnego dnia znika narrator, który opowiada ich przygody. Przyjaciele postanawiają wybrać się do realnego świata żeby poszukać "staruszka". Poszukiwania nie będą łatwe, bo "staruszków" jest b. wielu. Na szczęście poznają Terry (Zooey Deschanel), kobietę samotne wychowującą 12-letniego syna Mela (Benjamin Bottani). W poszukiwaniach pomaga mu magiczna kredka, pod wpływem której rysunki ożywają.
Film powstał na podstawie książeczek Crocketta Johnsona. Niestety nie wiem, dlaczego reżyser - Carlos Saldanha, twórca świetnego Byczka Fernanda, zdecydował się, na zamianę Harolda z dziecka w dorosłego, bardzo infantylnego, z którym naprawdę trudno się utożsamiać, polubić go i kibicować w poszukiwaniu twórcy. Zresztą generalnie aktorstwo w tym filmie nie jest na najwyższym poziomie. Dlatego nie polecam Wam seansu, chociaż też nie odradzam. Sami zdecydujcie czy warto 8-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentujesz na własną odpowiedzialność. Ja za to nie odpowiadam. Ale jeżeli zamierzasz kogoś obrażać idź gdzieś indziej !