No niestety nie jest to udany powrót bohatera mojej młodości. Indiana Jones w filmie "Indiana Jones i artefakt przeznaczenia" (USA 2023) jest stary, zgorzkniały, stracił syna i żonę i nic mu się już nie chce. Ponad 2,5 godzinny obraz Jamesa Mangolda, mimo, że wiele się dzieje, nudzi przez większość seansu...
Akcja filmu toczy się w 1969 roku. Trwa zimna wojna między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Sowieckim. Tymczasem okazuje się, że za amerykańskim programem zbrojeniowym stoją naziści. Oczywiście Indy (w tej roli 81-letni Harrison Ford), który swoje przeszedł z nazistami w poprzednich częściach tego cyklu, nie może się z tym pogodzić.
Dodatkowo okazuje się, że jego chrześnica (Phoebe Waller-Bridge) zamieszana jest w poszukiwania tajemniczego wynalazku Archimedesa (tak, tak, tego naukowca sprzed wieków). Jones oczywiście, mimo, że nie chce, musi pomóc. I tak toczy się akcja filmu, dynamiczna, muszę przyznać, ale niej wciągająca mnie i nudząca. Chociaż pierwsze sceny w pociągu bardzo fajne były. Jednak tak naprawdę dopiero w ostatniej części filmu się ożywiłem, ale tu już Wam nie zdradzę dlaczego. Obejrzyjcie sami.Reżyserem filmu jest James Mangold, reżyser dobrego thrillera Tożsamość, który scenariusz napisał wspólnie z Jezem Butterworthem (Na skraju jutra).
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentujesz na własną odpowiedzialność. Ja za to nie odpowiadam. Ale jeżeli zamierzasz kogoś obrażać idź gdzieś indziej !