Bardzo lubię wszelkiego rodzaju szmirowate filmy o rekinach, gdzie trup ściele się gęsto, kończyny latają w powietrzu, a hektolitry czerwonej cieczy zalewają wszystko dookoła. Film "Rekiny w Sekwanie" (Sous la Seine Francja 2024) zapowiadał się b. ciekawie i dzięki zakończeniu uznałem go za jedną z lepszych pozycji ostatnich lat w cyklu "shark attack".
Film rozpoczyna się od rzezi ekipy francuskich naukowców, którzy badali życie rekinów. Kiedy próbowali pobrać próbki od jednego z oznaczonych rekinów, którego podmorską drogę śledzili, zostali zaatakowani. Zginęło kilku nurków, a szefowa ekipy Sophia (Bérénice Bejo) cudem przeżyła...
Trzy lata później Sophia dowiaduje się od młodej aktywistki ekologicznej Miki (Léa Lévian), że rekin, który wówczas jej przyjaciół w tym męża, zaatakował pływa w Sekwanie po... Paryżu. Początkowo nikt w to nie wierzy, szybko jednak okazuje się, że rzeczywiście jest to prawda, a trochę później, że rekinów jest więcej niż jeden. Tymczasem za kilka dni mają się rozpocząć w Paryżu Mistrzostwa Świata w Triathlonie! Mer Paryża (Anne Marivin) nie wierzy w zagrożenie... Sophia we współpracy z Adilem - byłym żołnierzem, obecnie funkcjonariuszem policji rzecznej (Nassim Lyes) próbują zidentyfikować i unieszkodliwić groźnego stwora. Tymczasem ratować rekina, który znalazł swoją bazę w katakumbach, chcą lokalni ekolodzy.
Film ma oczywiście fabułę bzdurną, ale też po horrorach o rekinach niczego szczególnego nie oczekuję. Sprawnie zrealizowany, z ciekawym, mnie satysfakcjonującym zakończeniem. Jak nie macie niczego zaplanowanego, możecie zobaczyć ten film na Netflix.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentujesz na własną odpowiedzialność. Ja za to nie odpowiadam. Ale jeżeli zamierzasz kogoś obrażać idź gdzieś indziej !