Pamiętałem ten horror, jako jeden z najstraszniejszych, jakie widziałem. Muzyka z Candymana (USA 1992) pamiętam robiła wielkie wrażenie. Podobnie, jak sam główny bohater z hakiem zamiast ręki!
Dawno nie oglądałem oryginału sprzed ponad 30 lat. Ale teraz nadarzyła się okazja więc bardzo chętnie wróciłem do filmu Bernarda Rose i nieco się rozczarowałem. Po latach niestety nie robi już takiego wrażenia, ale może nie ma w tym nic dziwnego?!
Film opowiada o studentce Helen Lyle (Virginia Madsen), która bada miejskie legendy. Podczas swoich studiów poznaje historie o młodym czarnoskórym mężczyźnie został w brutalny sposób zamordowany. Duch Candymana (kultowy aktor horrorów w tej roli - Tony Todd) ma się pojawiać w jednym z bloków w niebezpiecznej dzielnicy. Kobieta postanawia zbadać te opowieści. Mimo ostrzeżeń staje przed lustrem i pięciokrotnie powtarza: "Candyman", "Candyman", "Candyman", "Candyman", "Candyman"... Jak się domyślacie musi to mieć katastrofalne skutki. I Candyman rzeczywiście pojawia się w jej życiu. Rozpoczyna się krwawa rzeźnia... Tymczasem policja nie wierzy, że za brutalnymi morderstwami i porwaniem dziecka stoi duch. Główną podejrzaną jest Helen. Jak ma przekonać śledczych i swojego męża, że jest niewinna? Kto może jej pomóc?!
Jeżeli nie widzieliście, zdecydowanie Wam polecam! Jakby coś nie zrażajcie się nową wersją Candymana z 2021 roku. Wyszła tak sobie, nie ma porównania z pierwowzorem powstałym na podstawie opowiadania "The Forbidden” z 1985 ze zbioru "Books of Blood" Clive’a Barkera. Na początku piszę, że nie robi już takiego wrażenia, ale ja też widziałem ten film kilka razy. Może dla Was pierwszy seans będzie rewelacyjny! Tak jak dla mnie kiedyś!
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentujesz na własną odpowiedzialność. Ja za to nie odpowiadam. Ale jeżeli zamierzasz kogoś obrażać idź gdzieś indziej !