sobota, 14 czerwca 2025

"Trash Humpers”: manifest obrzydliwości i bezsensu

Wyszedłem z sali z poczuciem zmarnowanego czasu i wątpliwością: po co ktoś robi takie filmy? I kto – z własnej woli – chce to oglądać?

"Trash Humpers" (USA, Wielka Brytania 2009) w reżyserii Harmony'ego Korine’a to 78 minut czegoś, co przypomina porzuconą taśmę VHS znalezioną za śmietnikiem. Tyle że niestety ktoś postanowił ją jeszcze odtworzyć na dużym ekranie. W jednym z moich ulubionych kin - Kinotece. Zamiast fabuły – powtarzalne obrazy. Zamiast bohaterów – ludzie w maskach starych dziadów, tarzający się po śmieciach, kopulujący z kubłami, drzewami i mamroczący niezrozumiałe teksty. Trudno to nawet nazwać prowokacją, bo prowokacja – choćby najbardziej obrzydliwa – musi mieć jakiś cel. Tutaj jest tylko pustka. Chyba, że jej nie zrozumiałem...

W założeniu Korine chciał oddać hołd amatorskim nagraniom, zapomnianym taśmom, surowemu brudowi USA. Ale w praktyce zrobił film, który mógłby być dziełem nastolatków z ADHD, którym ktoś dał kamerę i za dużo wolnego czasu. Jest tu coś z nihilizmu, coś z undergroundowego performansu, ale przede wszystkim dużo nudy i pretensji. I obrzydliwości!

To nie jest film eksperymentalny, to film eksperymentujący z cierpliwością widza. A przynajmniej moją.

Na festiwalu WTF w warszawskiej Kinotece "Trash Humpers" pasował tytułem i jakością. O ile ktoś szuka kinematograficznych granic dobrego smaku – proszę bardzo, oto one. Ja jednak wychodzę z pytaniem: czy naprawdę wszystko trzeba było puszczać na ekranie? 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentujesz na własną odpowiedzialność. Ja za to nie odpowiadam. Ale jeżeli zamierzasz kogoś obrażać idź gdzieś indziej !