Kolejny bardzo dobry polski film. "Żeby nie było śladów" (Czechy, Francja, Polska 2021) ogląda się ciężko, bo wiemy, że ta historia wydarzyła się prawie 40 lat temu naprawdę. Maturzysta Grzegorz Przemyk rzeczywiście zmarł w wyniku obrażeń odniesionych podczas pobicia przez milicjantów.
12 maja 1983 Grzegorz Przemyk, syn opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej, zostaje zatrzymany na Placu Zamkowym w Warszawie. Zostaje przewieziony do pobliskiego komisariatu MO przy Jezuickiej, który czasami mam okazję mijać podczas rodzinnych spacerów.
To tam właśnie zostaje brutalnie pobity przez kilku milicjantów. Filmowa postać Jurka Popiela, którego zagrał Tomasz Ziętek (Hiacynt, Boże ciało, Demon, Konwój, Kamienie na szaniec, Odwróceni. Ojcowie i córki, Atak paniki, Pakt, Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł) jest fikcyjna. Nie było takiego kolegi Przemyka (granego w filmie przez Mateusza Górskiego - Krakowskie potwory), który był bezpośrednim świadkiem pobicia i następnie zeznawał w prokuraturze i sądzie. Ale wracając do historii. Grzegorz Przemyk zmarł 14 maja 1983 roku. Winni pobicia nie zostali nigdy ukarani.Wracając do filmu. Naprawdę świetna produkcja w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego (Nielegalni, Wataha, Król) ze scenariuszem Kai Krawczyk Kruk, powstałego na podstawie książki "Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka" Cezarego Łazarewicza. Bardzo dobrze nakręcony, świetne zdjęcia i muzyka, bardzo dobre aktorstwo. Nie ma się, czego doczepić. Nawet wszystko słychać dobrze, co nie jest takie oczywiste w polskich filmach. No i świetni aktorzy: Agnieszka Grochowska, Robert Więckiewicz (w roli Czesława Kiszczaka), Tomasz Kot, Andrzej Chyra, Jacek Braciak i Bartłomiej Topa.
To też film dla tych, co mówią, że za komuny nie było tak źle. Doskonale pokazany mechanizm działania komunistycznej maszyny, która potrafi zniszczyć niemal każdego, wyciągnąć i wykorzystać niemal wszystkie brudy i tajemnice, jakie mają ludzie. To machina, w której nie ma miejsca na winę funkcjonariuszy, a winnych trzeba znaleźć wszędzie indziej niż w milicji. Gdzie jeden człowiek - generał Czesław Kiszczak - może wskazać sam, bez śledztwa, kto jest winny, a kto nie i każe na "winnych" niewinnych znaleźć dowody. A jak ich nie ma to bardzo dobrze - MSW samo je sfabrykuje. Tak właśnie pokazany jest mechanizm zastraszania matki Przemyka - Barbary Sadowskiej (w tej roli Sandra Korzeniak - 1983) oraz rodziców Jurka Popiela, którzy nagle znajdują się na celowniku organów bezpieczeństwa. Tak jak podobnie jest na nim cały czas Jurek Popiel, w sądzie traktowany przez komunistyczną, podporządkowaną rządowi prokurator Wiesławę Bardon (Aleksandra Konieczna - Ciemno, prawie noc, Boże ciało, Belfer 2), w rzeczywistości Ewę Chałupczak, która zwraca się do niego jak do przestępcy i zastrasza swoimi pytaniami i groźbami. Co ciekawe początkowo prokurator generalny jasno wskazywał. kto odpowiada za zbrodnię i chciał oskarżenia milicjantów, ale został szybko zdymisjonowany...
Powiedziałbym, że ten film to pozycja obowiązkowa dla wszystkich młodych ludzi, którzy urodzili się po upadku komunizmu. Żeby nie wierzyli w radosne obrazki z filmów typu "Gierek" i komedii o PRL. Lepiej zobaczyć właśnie "Żeby nie było śladów", czy też świetny "Czarny czwartek". A jest jeszcze tyle strasznych historii do opowiedzenia...
moja ocena 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentujesz na własną odpowiedzialność. Ja za to nie odpowiadam. Ale jeżeli zamierzasz kogoś obrażać idź gdzieś indziej !