poniedziałek, 27 października 2008

Mroczny świt part 2

Nawet nie zdążyła krzyknąć, kiedy coś wciągnęło ją z impetem do piwnicznej otchłani. Smród wilgoci i kurz sprawił, że nie mogła złapać oddechu. A wtedy coś uderzyło ją z całej siły w głowę. W tępo pulsującym rytmie bólu zapadła się w niebyt...
Uderzenia, kopniaki i ugryzienia spadły na każdy centymetr jej ciała. Głowa, nogi, dłonie, tułów – nic nie zostało oszczędzone. Jakby maszyna do rozdzielania bólu chciała najsprawniej wywiązać się ze swojego zadania. „Dlaczego?!” - chciała krzyczeć, ale gardło dławiła ślina i krew z rozbitych ust. Przez chwilę miała wrażenie, że przegryzła sobie język, ponieważ kawałek mięsa współgrający przy artykułowaniu słów zamienił się w odrętwiały ochłap. I kiedy nagle przestała odczuwać cokolwiek - zamarzyła o śnie. O tym, by koszmar okazał się być tylko senną marą, źle strawionym jedzeniem i pokłosiem zbyt dużej dawki wypitego alkoholu.
Jakieś smrodliwe cielsko naparło na nią z całej siły, przygniatając do podłogi, krępując ruchy i tak już prawie martwego z bólu, materialnego kawałka jej samej.
Spuchnięte oczy próbowały zobaczyć cokolwiek w mroku piwnicy. Nie wiedziała czy długo była nieprzytomna. Na pewno był dzień, bo przez wyrwę, którą została wciągnięta w pułapkę, wpadała dość jasna smuga światła. W sam raz żeby zobaczyć własne, skrępowane dokładnie drutem nogi. Wygięte do tyłu ręce również były unieszkodliwione. W twarz wgniatały się kawałki gruzu i resztki jakiś wilgotnych papierów. Wokół potwornie śmierdziało.
Chciała, choć lekko się poruszyć, żeby przekonać się czy nie ma jakiś złamań. Udało się. Szarpiąc na boki obolałą głową zobaczyła w piwnicznym kącie napastnika. Siedział w kucki, nerwowo podrygując i z głośnym mlaskaniem jedząc. Szybko zauważył, że powróciła jej świadomość. Nie wstając zbliżył się do niej. Zauważyła, że takich ruchów nie może wykonywać człowiek. Stwór na poły pełznął, na poły przesuwał się do przodu przy pomocy przednich kończyn, nie przerywając przeżuwania.
- Kiedyś byłem jak ty, jak ty... taki sam. Kiedyś… - wyseplenił ludzkim głosem, zrozumiałym językiem, a ona zobaczyła przed sobą twarz szarą, zwyczajną, zaniedbaną latami spędzonymi w degenerujących warunkach. Odetchnęła. Mimo grozy i beznadziejności sytuacji uspokoił ją widok człowieka.
- Nie wiem kurwa, kim jesteś, nie wiem, o co ci chodzi. Jak chcesz pieniędzy, to dam, jak liczysz na aparat, że go sprzedasz, to zdaje się, że już do niczego się nie nadaje - skinęła na rozwalony na kamiennej podłodze sprzęt. - I kurwa wypuść mnie lepiej, bo ta historia skończy się i dla mnie, i dla ciebie źle – wydusiła z siebie ostatnie zdanie.
- To nie ważne - zacharczał napastnik. - Mnie nie może się już nic stać... Przecież ostrzegano cię, żeby tu nie wchodzić - zarechotał. - Nie bierz tego do siebie, to wszystko tylko przypadek, taki margines pomiędzy nocą, a dniem...
Drżenie narastało z każdym usłyszanym słowem. Absurd, nierealność i niemożność wytłumaczenia całej sytuacji wzbudziły w niej te pokłady przerażenia, o których istnieniu wolimy zazwyczaj nie wiedzieć. - To nieprawda… - pomyślała.
Oprawca przesunął się w kierunku świtała. Teraz dokładnie mogła zobaczyć, co przez cały czas tej dziwnej rozmowy przeżuwał. Uniosła twarz i z odrazą rozpoznała kawałek okrwawionego mięsa... ludzkiego ucha. Zimna pewność obrazu w błyskawicznym tempie połączyła się z rwącym bólem, narastającym z sekundy na sekundę. Jakby dopiero połączone sekwencje, napełnione sensem dotarły do jej świadomości, ukazując złożoność okrucieństwa.
To było jej ucho. A ona wyła z bólu i skręcała się w beznadziejnej walce spętanego ciała, o choć szansę na rozluźnienie uciskającego drutu. Krzyczała, a stwór krzyczał razem z nią. Ale ofiarą kierowała rozpacz, a myśliwym tylko i wyłącznie instynkt i zadowolenie z udanego polowania.
CDN

pierwszą część opowiadania Pat czytaj tutaj. A tutaj jej pierwsze opowiadanie Zmora.

Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga