wtorek, 7 kwietnia 2020

Znak diabła. Dobry początek, a potem...

Niestety dosyć mocno się rozczarowałem na najnowszym horrorze w katalogu Netflix. Znak diabła (Mark of The Devil Meksyk 2020) zaczyna się obiecująco, a później niestety film jest coraz słabszy. A szkoda, bo lubię horrory z krajów latynoskich i zawsze z chęcią je oglądam.

W pierwszych scenach widzimy tragicznie zakończone egzorcyzmy przeprowadzane na małym dziecku. Później akcja przenosi się w czasie i miejscu. Dwie siostry i ich znajomy otwierają starożytna księgę, którą przyniosła do domu ich mama i odczytują jeden z rytuałów. Okazuje się, że jest to przyzwanie jakiś mrocznych sił, które opętują jedną z sióstr.
Przed obrzędem siostry rozmawiają o tym, że księga przypomina im Necronomicon, ale jedna z nich upiera się, że to fikcyjne dzieło z książek Lovecrafta. Do walki z demonem stają uzależniony od narkotyków ksiądz i jego przyjaciel, walczący ze swoimi demonami, także opętany przez mroczne siły. Żaden z nich nie jest krystaliczną postacią.

Ten film mógł się naprawdę rozwinąć, jest fajny mroczny klimat, kilka niezłych pomysłów, ale odnoszę wrażenie, że reżyser i scenarzyści zaplątali się w swoich pomysłach, sami nie potrafili wybrnąć z niektórych wątków i ostatecznie pozostawili je widzom. A ci mają problem z rozwikłaniem niektórych zdarzeń, bo chyba nawet ich autorzy nie wiedzą o co im chodziło... Dodatkowo widać, że nie jest to w pełni profesjonalna produkcja. I niestety początkujący adepci kina grozy mogą się nią zrazić do gatunku...



Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga