niedziela, 28 czerwca 2020

Parasite. Naprawdę dobre koreańskie kino

O Parasite (Gi-saeng-chung Korea Południowa 2019) słyszeli niemal wszyscy. Nic dziwnego, ten thriller (a według niektórych nawet horror) zdobył Oscara, a rywalizował m.in. z polskim Bożym ciałem. Wreszcie miałem okazję obejrzeć ten film i bardzo mi się spodobał. 

Pokrótce film opowiada o ubogiej koreańskiej rodzinie, która, dzięki podstępowi przejmuje posady u pewnego bogatego przedsiębiorcy. Żeby je uzyskać musi jednak doprowadzić do wyrzucenia z pracy kierowcy i gospodyni. Pozwala to na uzyskanie wysokich zarobków, ale doprowadza też do tragicznego starcia, kiedy okazuje się, że w podziemiach domu przedsiębiorcy mieszka ktoś jeszcze... 
Od początku kibicujemy rodzinie, ale nie do końca są oni przecież pozytywnymi bohaterami. Właściwie powinniśmy kibicować tym, którzy stracili pracę. Ale przecież także oni nie tymi "dobrymi".


Film wyreżyserował Joon-ho Bong (Okja, Snowpierce: Arka przyszłości, The Host: potwór, Mroźne piekło), który scenariusz napisał wraz z Jinem Won Hanem. Naprawdę dwie godziny mijają błyskawicznie, a opowieść przykuwa naszą uwagę do końca. Coś jednak jest niesamowitego w tym azjatyckim kinie, realiach i mentalności zupełnie innej niż europejska. Już po obejrzeniu filmu, kiedy szykowałem się do tej recenzji przypomniałem sobie, że oglądałem kiedyś w czasie Festiwalu Horroru dziwaczny film tego reżysera The Host. Tym razem Joon-ho Bong nie potrzebował potwora, by opowiedzieć tragiczną historię opartą na nierównościach ekonomicznych. Polecam!


Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga