czwartek, 30 kwietnia 2020

After Life powraca. Znowu smutno - radosny, ale chyba nudniejszy

To jeden z tych seriali, na kontynuację, którego czekałem z dużym niepokojem. Pierwszy sezon After Life (czytaj recenzję) chyba był kompletny i nie powinno się go ciągnąć dalej. Oglądając na Netflix tegoroczny, drugi sezon trochę się nudziłem.


Niby było podobnie, raz depresyjnie (chociaż tych scen było jakby mniej), później radośnie. Cały czas wulgarnie. Sceny z nagraniami Żony z komputera, już jednak nudziły. Nie były takie świeże, jak te z pierwszego sezonu. Tony (Ricky Gervais - oprócz głównej roli także reżyser i scenarzysta) dziennikarz w małej miejscowości, nadal cierpi po śmierci żony (Kerry Godliman). Dalej odwiedza chorego ojca. Pewnego dnia jednak ojciec Tny'ego (David Bradley - After Life - sezon 1, The Lodgers. Przeklęci, cykl Harry Potter, To już jest koniec, Wirus, Kapitan Ameryka: pierwsze starcie, Egzorcysta: Początek) umiera... Dodatkowo w depresję po kryzysie małżeńskim wpada jego szef Matt (Tom Basden - Mroczna relikwia), a znajomy listonosz (Joe Wilkinson - Monster from Bikini Beach) namawia chce by Tony umówił go na randkę ze znajomą prostytutką (Roisin Conaty). Dzieje się więc sporo, bo jeszcze lokalny psychiatra (Paul Kaye) sam zaczyna wpadać w depresję i przestaje lubić swój zawód. A dodatkowo dziennikarz wychodzi na specyficzne, małomiasteczkowe tematy, które robią wrażenie i których pozazdrościć mogą mu zawodowi dziennikarze. Przy tym wszystkim nasz główny bohater znowu sięga po tabletki nasenne...

Na pewno warto zobaczyć, ale rozczarowanie lekkie jest...  


Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga