czwartek, 23 października 2025

Pasikowski w wydaniu młodzieżowym — eksperyment, który nie wytrzymał próby czasu

Władysław Pasikowski po sukcesach Psów i Psów 2 postanowił w 1996 roku zejść z posterunku i wejść do liceum. Słodko-gorzki (Polska 2996) miał być filmem o emocjach, pierwszych miłościach i rozczarowaniach. Miał być czymś w rodzaju polskiego "Beverly Hills 90210", tylko z większą dawką polskiego smutku i papierosów. Niestety, po latach ten eksperyment nie tylko nie broni się - on zwyczajnie się zestarzał.

O ile Pasikowski w kinie sensacyjnym potrafił jak nikt mówić o męskim świecie, lojalności i zdradzie, o tyle w szkolnych ławkach stracił głos. Słodko-gorzki to film o młodych ludziach, w którym ani młodość, ani emocje nie brzmią prawdziwie. Dialogi, które w latach 90. mogły uchodzić za buntownicze, dziś trącą pretensjonalnością. Bohaterowie niby się buntują, niby cierpią, ale trudno w to uwierzyć. Widać, że Pasikowski próbował opowiedzieć o dojrzewaniu tak, jak wcześniej o policjantach — z mitem lojalności i zdrady — ale ta stylistyka zwyczajnie tu nie działa.

Oczywiście, są w tym filmie momenty, które przypominają, z kim mamy do czynienia. Kilka scen ma to charakterystyczne napięcie, ten pasikowski nerw, który znamy z Psów. Ale fabuła się rozłazi, emocje są wydmuszką, a postaci bardziej przypominają aktorów z castingu do reklamy margaryny niż ludzi z krwi i kości.

Największy problem Słodko-gorzkiego polega jednak na tym, że to film, w którym Pasikowski próbuje być kimś innym. Zamiast wyrazistego, twardego reżysera, dostajemy autora, który nie bardzo wie, jak mówić o uczuciach bez rewolweru w dłoni. I choć próba była szczera — bo widać, że reżyser naprawdę chciał złapać za serce — to dziś ten film ogląda się z pewnym zażenowaniem.

Z perspektywy czasu Słodko-gorzki można traktować jako ciekawostkę — próbę oddechu między mocnymi filmami. Ale trudno udawać, że to udany eksperyment. Jeśli Psy były głosem pokolenia, to Słodko-gorzki jest raczej jego fałszywym echem. Film, który miał być o młodości, a wyszedł jak z lektury, której nikt już nie czyta.


 

Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga