Środowa uroczysta premiera "100 dni do matury" w Cinema City Bemowo była jak zderzenie dwóch światów – influencerskiego luzu i filmowego rozmachu. Towarzyszyły mi moje dzieciaki, które, zwłaszcza Córka, od tygodni nie mówiły o niczym innym, tylko o tym, że Świeży, HiHania i Mortalcio w końcu wskoczą na wielki ekran. Raczej nie siedzę w tych klimatach, ale dzięki uprzejmości Pawła, udało mi się zdobyć wejściówki i ruszyć z dzieciakami na podbój influencerskiego światka. Dzieciaki nie zawiodły się, biegały, robiły sobie zdjęcia z celebrytami (ale Syn także z ministrą Barbarą Nowacką), zagadywały. Oczywiście pop corne, slodkie napoje itd. Tym razem im nie ograniczałem 8-) Ja podchodziłem do tego wszystkiego ze sporą rezerwą, ale radość dzieciaków jest najważniejsza, więc dopingowałem ich mocno!
![]() | |
fot. Ala Panek |
A sam film? "100 dni do matury" to historia Kapsla, który nie chce, by jego ekipa rozpadła się po maturze. Wpada na szalony pomysł – chce zhakować system Ministerstwa Edukacji i zmienić wyniki egzaminów, by wszyscy zostali w liceum jeszcze rok. Pomaga mu dziadek-włamywacz (Jacek Koman). Są pościgi, kaskaderskie popisy i dialogi, które brzmią jak prawdziwe rozmowy licealistów, a nie jak wytwory AI.
Film ma patronat Ministerstwa Edukacji, co zresztą jest ciekawe - historia o hakowaniu matury z błogosławieństwem Barbary Nowackiej? 8-)
Wychodziliśmy z dzieciakami z kina uśmiechnięci – one, bo spotkały swoich idoli, ja, bo zobaczyłem, że da się zrobić film o młodzieży bez cringu. 28 lutego ruszają seanse w całej Polsce. Wyróbcie sobie sami zdanie, nie sugerujcie się recenzjami, nawet moimi, bo jak to mówi mój kumpel Paweł - "Piniowi każdy polski film się podoba" (trochę złagodziłem jej formę 8-))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz