poniedziałek, 29 listopada 2021

X-Men: Apocalypse. Czy ten cykl ma jeszcze sens?

Staram się nadrobić kolejne zaległości filmów z cyklu X-Men. Tym razem udało mi się zobaczyć X-Men: Apocalypse (USA 2016). Niby całkiem niezły, ale muszę przyznać, że już zaczyna mnie nudzić ta seria i kolejne produkcje oglądam bez emocji. Szybko też o nich zapominam. 

Film Bryana Singera (X-Men, X-Men 2, X-Men: Przeszłość, która nadejdzie, Superman-Powrót, The Gifted: Naznaczeni) ze scenariuszem Simona Kinberga (Fantastyczna czwórka, Jumper, Star Wars: Rebelianci, X-Men: Mroczna Phoenix, X-Men: Ostatni bastion, X-Men: Przeszłość, która nadejdzie, Strefa Mroku) opowiada o najbardziej niebezpiecznym mutanci - Apocalypse (Oscar Isaac - Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi, Gwieznde wojny - Skaywalker. Odrodzenie, Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy, Annihilation, Sucker Punch, Ex Machina, Diuna).

Gdy budzi się do życia po wielu tysiącach lat, przejmuje siłę innych mutantów, gromadzi wokół siebie kilku młodych ludzi z nadprzyrodzonymi siłami i postanawia zniszczyć planetę. Wygrać z nim mogą jedynie X-Meni, o ile zjednoczą się i uwierzą w swoje siły... 

Spektakularny film, z wieloma efektami specjalnymi, wydaje się być nakręcony jedynie po to, by przynieść producentom kasę. I nie ma w tym nic złego. O ile też daje radość widzom, jednak odtwarzanie tych samych pomysłów w kolejnych tytułach musi się w końcu skończyć klapą.  Nawet nowi mutanci nie zrobili na mnie wrażenia... A przepraszam, ożywiłem się, gdy usłyszałem polskie dialogi i nazwę miejscowości Pruszków, bo tam część akcji krótko się toczyła. 



Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga