czwartek, 14 lutego 2019

Transformersi (ciągle) ratują świat od zagłady

Transformers: Wiek zagłady (Transformers: Age of Extincion USA 2014), czwarta część cyklu filmów o autobotach ratujących ludzkość, jest jedną z najlepszych części. Chociaż po opisaniu czterech kolejnych trudno jest już napisać coś nowego.

Bo po raz kolejny okazuje się, że ludzie nie są lojalni wobec swoich obrońców z kosmosu. Szef CIA nawiązuje współpracę z przedsiębiorcą wojskowym (Stanley Tucci - Osiemnasty anioł, Jądro ziemi, Captain America: pierwsze starcie, Transformers: Ostatni rycerz, Igrzyska śmierci: Kosogłos cz. 1 i 2, Igrzyska śmierci: w pierścieniu ognia) i kosmicznymi robotami, chcąc zniszczyć wszystkie autoboty.
Oczywiście nie wie na co się porywa! W obronie autobotów stają samotny ojciec - domowy wynalazca Cade Yeager (Mark Wahlberg - (Zdarzenie, Max Payne, Transformers: ostatni rycerz, Nostalgia Anioła, Planeta małp, Deepwater Horiozon), jego córka Tessa (Nicola Peltz - Ostatni władca wiatru) i jej chłopak - Shane (Jack Reynor -  Kin, Zabójcza broń, Philip K. Dick's Electric Dreams). Oni plus autoboty stają przed śmiertelnym zagrożeniem - CIA, szalony (?) wynalazca, tajemniczy kosmiczny łowca i Decepticony.

Szaleńcza akcja, mnóstwo scen bitew, nie ma czasu zastanawiać się nad bezsensownością większości scen. Zresztą przecież nie o to chodzi w cyklu Michaela Bay'a, którego uwielbiam za Twierdzę, a który ma jeszcze na koncie m.in.: Armageddon, Wyspę i poprzednie części Transformersów, ale produkował także m.in.: Amityville, Teksańską Masakrę Piłą Mechaniczną, Autostopowicza, Nienarodzonego, Jeźdźców Apokalipsy, Piątek 13, Koszmar z ulicy Wiązów, Jestem numerem cztery). To jednak film dla pasjonatów. Osoby, które oczekują dobrego kina mogą się zawieść. Jeden z recenzentów Filmweb-u nawet napisał, że to produkt filmopodobny. Jeżeli więc czekacie na jakiś odkrywczy obraz science fiction możecie się poczuć rozczarowani.


Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga