wtorek, 5 lutego 2019

Mordercza Christine straszy także po latach!

Kiedyś to jednak się robiło horrory. Christine (USA 1983) nakręcona na podstawie powieści Stephena Kinga przez Johna Carpentera robi duże wrażenie także po latach! Świetna fabuła i niepokojąca muzyka autorstwa reżysera! 

Carpenter to prawdziwa legenda kina grozy, autor filmów: Atak na Posterunek 13, Halloween, Mgła, Ucieczka z Nowego Jorku, Książe Ciemności, Oni żyją, Wioska Przeklętych, Coś, Łowcy Wampirów, Duchy Marsa, Oddział czy w Paszczy szaleństwa, Cigarette Burns, Obrońcy życia). A kiedy jeden mistrz spotyka innego mistrza to musi z tego wyjść dobry film.


Film opowiada o morderczym samochodzie, który wymaga od swojego właściciela bezwzględnej lojalności. Auto ma na mię Christine i jak widzimy już na początku filmu, pierwszą swoją ofiarę zabija już na linii produkcyjnej. Był to pracownik, który palił papierosy i strzepywał popiół na fotel. Samochód postanowił się więc z nim rozprawić. Po latach zniszczony samochód - plymoutha z 1958 roku kupuje szkolny niedorajda Arnie Cunningham (Keith Gordon -  Szczęki 2, W przebraniu mordercy), który nie zważa na protesty rodziców i swojego przyjaciela, gracza szkolnej drużyny bejsbolu, a później także nowej dziewczyny Leight Cabot (Alexandra Paul - Rekinado 4, Fala ognia, Wulkan w Nowym Jorku, Bunt maszyn, Dom potępieńców, Nocna straż, Pirania, Amerykański koszmar). Kupuje, remontuje samochód i... zmienia się zdecydowanie. Kiedy znowu zostaje pobity przez szkolnych prześladowców - Christine postanawia się zemścić...

Oczywiście film nie dorównuje książce mistrza grozy, ale kto by się tym przejmował. Nie zastanawiajmy się w czasie seansu, dlaczego ścigana ofiara Christine nie zeskakuje z drogi, albo nie wskakuje tam gdzie samochód nie wjedzie. Nie pytajcie, czemu właściciel warsztatu, w którym parkuje Christine wsiada do samochodu, który najwyraźniej sam jedzie, a jeszcze dodatkowo jest spalony! Szkoda czasu. Posłuchajcie niepokojącej muzyki Johna Carpentera. Na mnie robi także po latach wielkie wrażenie!


Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga