środa, 16 lipca 2025

Grzesznicy – horror o rasizmie, który zostawia ślad głębszy niż kły

Są filmy, które tylko straszą, i są takie, które nie pozwalają przestać myśleć. Grzesznicy Ryana Cooglera należą zdecydowanie do tej drugiej kategorii. To nie tylko jeden z najlepszych horrorów 2025 roku, ale też produkcja, która zrywa ze schematami, gra na emocjach i buduje nowy kanon opowieści grozy – z krwi, bluesa i historii.

Akcja toczy się w 1932 roku w stanie Mississippi. Dwaj bracia bliźniacy, Stack i Smoke (obie role brawurowo gra Michael B. Jordan), wracają do rodzinnego miasteczka, by otworzyć klub nocny – miejsce spotkań, muzyki i tańca. Ale budynek, który kupują, nie jest "dobry", jest zabarwiony złymi emocjami. Obiekt sprzedaje im członek KKK. Przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. A zło – przyjmuje bardzo konkretną formę.

Coogler, znany m.in. z Creed i Czarnej Pantery, tym razem robi ukłon w stronę horroru — i robi to z klasą. Nie idzie w tandetne jump scare’y, nie goni za gore. Tworzy film duszny, ciężki jak południowe powietrze, które lepi się do skóry. Utrzymany w stylu southern gothic, Grzesznicy przypominają bardziej Kości i skórę czy Zmierzch dnia niż typowe hollywoodzkie produkcje. Kamera leniwie snuje się, a muzyka – o niej za chwilę – nadaje rytm niczym dobosz w marszu żałobnym.

To horror o wampirach, ale nie tych z błyszczącymi zębami i peleryną. To wampiry głęboko osadzone w historii amerykańskiego Południa. Symboliczne. Krwiożercze. Wysysające nie tylko krew, ale i godność, tożsamość, przeszłość. Rasizm – w tej opowieści – nie jest tylko tłem. Jest współbohaterem.

Ryan Coogler nie byłby sobą, gdyby nie zadbał o kontekst. W jego filmie każde spojrzenie, każdy gest, każdy dźwięk niesie znaczenie. Nie ma tu przypadkowych słów. Nie ma zbędnych scen. Przemoc – i ta fizyczna, i ta strukturalna – jest pokazana z chirurgiczną precyzją, ale bez taniego moralizowania.

I teraz crème de la crème – muzyka. Ludwig Göransson, z którym Coogler pracuje od lat, stworzył ścieżkę dźwiękową, która zasługuje na osobną nagrodę. Bluesowe tematy nagrane m.in. na oryginalnej gitarze resonatorowej z 1932 roku (model Dobro Cyclops), mieszają się tu z ambientem, szeptami duchów i biciem serca. Ta muzyka nie towarzyszy filmowi – ona go prowadzi. To jedna z najlepszych ścieżek dźwiękowych roku, obok "28 lat później”.

Pod względem zdjęć (kręconych w IMAX i Ultra Panavision 70 mm) film jest wręcz oszałamiający. Czerń i czerwień dominują – nie tylko jako kolory, ale jako emocje. To kino, które boli.

Jeśli ktoś szuka klasycznego horroru – może się zawieść. Ale jeśli ktoś szuka filmowej opowieści z pogranicza mitu, traumy i grozy, Grzesznicy są dla niego. To opowieść o krwi – tej dosłownej i tej odziedziczonej.


 

Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga