wtorek, 8 lipca 2025

Terrifier 3: granice są po to, żeby je zalać krwią?

Mikołajkowy wieczór. Migoczące lampki, dzieciaki w piżamkach, kolędy w tle – i Klaun Art, który rozwala komuś twarz tak, że słychać chrupnięcie aż na widowni. Tak, Damien Leone znowu to zrobił. A nawet: przebił samego siebie. Tylko pytanie brzmi: czy to wciąż horror, czy już tylko demonstracja bezwstydnego sadyzmu? Klaun Art powraca… i tym razem jest jeszcze bardziej świętokradczy

Terrifier 3 (USA, 2024) to film, który formalnie kontynuuje historię z części drugiej – ale robi to na zasadach snu, sennego koszmaru, gdzie logika idzie na urlop, a brutalność pracuje na pełen etat. Nie chodzi tu o fabułę, bo ta – jak w poprzednich częściach – jest szczątkowa: Art morduje. Potem znowu. Potem jest jeszcze gorzej. Jest śnieg, jest wigilia, są dzieci. I jest przemoc, jakiej nie powstydziłby się japoński splatter z lat 90. Leone z premedytacją ustawia akcję na tle świąt – i zderza sacrum z totalnym nihilizmem.

Muzyka? Dobrze dobrane pastisze świątecznych klasyków, ale zgrzytliwe, niepokojące aranże (kompozytor: Paul Wiley, jak w poprzednich częściach). Zdjęcia są zimniejsze niż wcześniej, bardziej wystylizowane – prawie giallo, ale z amerykańską, brudną estetyką. 

Przemoc jak z katalogu tortur 

Zacznijmy od oczywistości: to jeden z najbardziej brutalnych filmów ostatnich lat. Leone, który sam odpowiada za efekty specjalne, znowu przesuwa granicę pokazując rzeczy, które w innym kontekście zakrawałyby na film snuff. Ale to nie tylko flaki – to detaliczne, wręcz choreograficzne znęcanie się nad ciałem. Kamera nie odwraca wzroku, a Leone daje nam to, czego wielu fanów gore chce – ale inni poczują się po prostu nieswojo. I słusznie.

Niektóre sceny – jak pewna sekwencja z choinką i dzieckiem – balansują na cienkiej granicy między prowokacją a etyczną katastrofą. Pytanie, czy Leone robi to, żeby coś powiedzieć, czy po prostu dla efektu. Bo jeśli to tylko "fan service” dla spragnionych ekstremy, to jesteśmy w trudnym miejscu jako widzowie horrorów.

To tylko rozrywka? Czy już problem?

Z jednej strony: Terrifier 3 nie udaje czegoś, czym nie jest. To czysty exploitation, którego DNA to granie na emocjach i przekraczanie kolejnych tabu. Ma swoich fanów – i to fanów oddanych, dla których Art to nowy Freddy. Leone rozumie estetykę DIY, kino grindhouse i wie, jak budować klimat napięcia przez dźwięk, montaż i światło. Na tym poziomie – robi to dobrze. Może nawet lepiej niż jakikolwiek współczesny reżyser horrorów niezależnych.

Z drugiej strony: jesteśmy już po Terrifierze 2, po Martyrs, po A Serbian Film i całym francuskim nurcie "nowej ekstremy”. Co jeszcze można pokazać? I po co?

Osobiście jestem rozdarty. Jako fan horroru widzę rzemiosło, widzę dyscyplinę i świadome korzystanie z konwencji. Ale jako człowiek mam momenty, gdy czuję, że Leone nie mówi już nic – tylko pokazuje. I wtedy robi się pustka. Jak po zbyt ostrym śnie – przebudzenie z kacem moralnym.

Werdykt: warto czy nie?

✔️ Jeśli jesteś fanem ekstremalnego kina gore i widzisz w nim formę sztuki – Terrifier 3 to obowiązek.
❌ Jeśli cenisz horror za klimat, opowieść, alegorie – lepiej wróć do Hereditary albo The Witch.

A jeśli jesteś gdzieś pośrodku – jak ja – oglądaj, ale z dystansem. I z pytaniem z tyłu głowy: czy jeszcze czuję coś poza szokiem?

🎬 Reżyseria i scenariusz: Damien Leone
🎵 Muzyka: Paul Wiley
🧑‍🎤 W roli Klauna Arta: David Howard Thornton
🔪 Najbardziej kontrowersyjna scena: …Nie powiem. Jeśli zdecydujesz się obejrzeć, zapamiętasz ją na zawsze. I niekoniecznie podziękujesz.



Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga