niedziela, 13 lipca 2008

Frontier(s): uczta dla sadystów

Jeżeli chodzi Ci po głowie pomysł by zabrać swoją dziewczynę (lub swojego chłopaka) do kina na horror i przytulać ją, gdy będzie drżała ze strachu, to nie wybieraj Frontier(s). Bo może się skończyć na tym, że zamiast obejmować ją swoim męskim ramieniem będziesz zbierał efekt gwałtownych torsji. Twórcy tego filmu nie mieli, bowiem żadnego oporu. Zresztą spodziewać się mogli tego Ci, którzy czytali mój wpis o tym filmie sprzed kilku tygodni.
Zresztą sam dystrybutor nie zostawiał żadnych wątpliwości - wystarczy zobaczyć zwiastun, którego część zrobiono na tle radosnej muzyczki by nie przyprawić o zawał przypadkowych widzów. 
 
Niepomny tego wszystkiego zaproponowałem Pat byśmy obejrzeli ten horror o nazistach kanibalach – była zresztą jedyną osoba, która mogłaby takie zaproszenie przyjąć 8-) Wybraliśmy się na ten film w niedzielę na 11.20. Zaprawdę cudowna pora na takie doznania. Początek filmu jest rewelacyjny – młodzi ludzie z przedmieść Paryża (antyrasistowscy skinheadzi??) po napadzie, rabunku i starciu z policją uciekają w dwóch grupach z miasta. Trafiają do motelu. Okazuje się, że gestorami (jak to lubi mówić jeden z moich redakcyjnych kolegów) jest tu rodzina nazistów Von Geisler pod przywództwem tatusia, który bardzo dobrze pamięta zapewne swoją służbę podczas II WŚ. Zaczyna się koszmarna jatka, granice sadyzmu zostały daleko przesunięte. Kiedyś w środowisku punkowym, w którym spędziłem wiele miłych lat mówiło się „punk to nie bułki z masłem ani łaskotki”. Ten horror to nawet nie stary, zaschnięty chleb. Wieszanie na hakach, przecinanie ścięgna achillesa, rąbanie, siekanie, przepiłowywanie – znajdziecie tu wszystko. No, na szczęście nie okazało się, że głównych bohaterów żywcem zaczynają zjadać świnię (to przerobiliśmy, w ostatniej części Hannibala). Tak siedziałem, patrzyłem a oczy robiły mi się coraz większe, większe i większe. Mam nadzieję, że nie było to zbyt widoczne, gdy wyszedłem z sali, jeszcze by ktoś wezwał karetkę...
Twórca tego filmu naprawdę jest chorą postacią. W pewnym momencie jednak jest już tego tak dużo, że przestaje to okrucieństwo robić większe wrażenie. I dobrze, bo jak nic mogłoby się skończyć torsjami....

A propos tego filmu przypomniało mi się, co pisałem na 5 Władzy po obejrzeniu Piły 3:

„(...) nasuwa mi się nieuniknione pytanie: kto robi tak krwiste filmy, po co i dla kogo? Czy my wszyscy - ich twórcy i fani - powinniśmy się leczyć? I gdzie przebiega granica, po przekroczeniu, której w widzu pozostaje jedynie niesmak?”
 
Nie jestem specjalistą od francuskiego horroru, ale jeżeli pójdzie on w tym kierunku, to amerykańskie produkcje mogą odejść od lamusa. Tu nie ma żadnych oporów, żadnych granic, każda kolejna scena wbija Cię w fotel, gdyby ten film był dłuższy, nie wiem czy byłbym w stanie się z niego wydostać... A na polskim rynku jesienią powinien pojawić się kolejny francuski horror "Martyrs" - także zapowiada się krwawa jatka...

4/5 Kostuch

Frontier(s) Francja 2007
103 min.
scenariusz i reżyseria: Xavier Gens 

Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga