Są takie seanse, które po latach wracają do człowieka z mocą dobrze wymierzonego ciosu. Tak właśnie miałem, gdy ostatnio w warszawskiej Kinotece zobaczyłem na dużym ekranie "Harry’ego Angela" (Angel Heart Kanada, USA, Wielka Brytania 1987). Nie telewizor, nie laptop – kino. Mrok sali, dym na ekranie, pulsujący jazz i ten lepki klimat Nowego Orleanu, w którym zło czai się nie za rogiem, ale w samym człowieku.
Alan Parker (reżyser m.in. Midnight Express i Mississippi w ogniu) stworzył w 1987 roku film, który nie starzeje się ani o dzień. To połączenie noir, horroru psychologicznego i metafizycznego thrillera. A jego największym atutem – Mickey Rourke, wtedy u szczytu formy, jeszcze przed auto-destrukcyjną fazą kariery.
Rourke gra tytułowego prywatnego detektywa, który dostaje zlecenie od eleganckiego, niepokojąco opanowanego Louisa Cyphre’a (w tej roli Robert De Niro, w jednym z najbardziej złowrogich wcieleń lat 80.). Z pozoru banalna sprawa o zaginionym muzyku jazzowym zmienia się w piekielną wędrówkę po zaułkach duszy i Nowego Orleanu – w dosłownym i metaforycznym sensie.
To film o tożsamości, winie i przeznaczeniu, o tym, że przed samym sobą nie da się uciec. Każdy kadr przesiąknięty jest niepokojem, potem i grzechem – od klaustrofobicznych wnętrz po błyszczące oczy Rourke’a, który gra człowieka coraz bardziej rozbijanego przez własne odkrycia.
Muzyka Trevora Jonesa idealnie podbija ten klimat – jazzująca, niepokojąca, chwilami niemal diaboliczna. To jedna z tych ścieżek, które nie próbują się popisywać, tylko hipnotyzują.
I jeszcze Lisa Bonet – młoda, magnetyczna, w roli Epiphany. Jej obecność wnosi do filmu coś pierwotnego, dzikiego, a zarazem przerażającego. Scena rytuału voodoo – dziś już klasyka – nadal robi ogromne wrażenie.
Na dużym ekranie Harry Angel nabiera nowego wymiaru. Obrazy Parkera, wypełnione parą, potem i dymem papierosowym, przypominają, jak bardzo kino może być fizyczne – niemal da się poczuć jego zapach.
To nie jest horror z tanimi straszakami. To opowieść o zstąpieniu do piekła, które sami sobie urządzamy. I o tym, że diabeł wcale nie musi się śpieszyć – wystarczy, że cierpliwie poczeka.
⭐ Ocena: 9/10
Za klimat, za Rourke’a, za to, że nawet po tylu latach wciąż można wyjść z kina z uczuciem, że coś w nas się poruszyło. Albo pękło.
🎥 "Harry Angel"
Reż. Alan Parker, 1987, USA/Kanada
Występują: Mickey Rourke, Robert De Niro, Lisa Bonet
Muzyka: Trevor Jones

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz