piątek, 6 października 2023

Egzorcysta: Wyznawca. Rozczarowanie?

Muszę przyznać, że po zwiastunie spodziewałem się jakiegoś monumentalnego horrorowego dzieła. Dlatego już w dniu premiery, co rzadko mi się zdarza, wybrałem się do kina. Po seansie zastanawiałem się, co napisać - pochwalić czy skrytykować. Niestety na szybko nie da się tak wprost odpowiedzieć. 

I to nie, dlatego, że są jakieś duże emocje. Bo zwykle po wyjściu z kina czuję duże emocje. Zwykle oglądanie filmu na dużym ekranie wywołuje o wiele większe wrażenie niż w domowym zaciszu. Już początek Egzorcysty: Wyznawcy (The Exorcist: Believer USA 2023) jest rozczarowujący.

Właściwie niewiele się w nim dzieje, a to preludium, umiejscowione na Haiti, nie ma jakiegoś szczególnego wpływu na finał filmu. Przynajmniej moim zdaniem. Poznajemy, więc fotografa Victora (kompletnie nieprzekonywujący Leslie Odom Jr.) oraz jego ciężarną żonę. Kobieta, która najpierw spotyka się z jakąś lokalną szamanką, chwilę później zostaje ciężko ranna w trzęsieniu ziemi. Lekarze informują jej męża, że musi wybrać, kogo mają ratować - żonę czy dziecko... 

Kilkanaście lat później widzimy, że Victor wychowuje samotnie córkę Angelę (Lidya Jewett). Dziewczyna pewnego dnia po szkole, wraz z przyjaciółką Katherine (Olivia O'Neill) wybierają się do lasu, aby tam wywoływać zmarłych. Znikają na trzy dni, a kiedy wracają, okazuje się, że nic nie pamiętają, a ich zachowanie zaczyna się radykalnie zmieniać...

Oczywiście zapytacie, gdzie w tym wszystkim odnajdziemy Egzorcystę? No cóż... Okazuje się, że Victor szukając ratunku, dla swojej opętanej córki (tak, tak, Angela, ale i też Kat zostają opętane) natrafia na kobietę, która stara się pomagać ludziom, którzy zmagają się z opętaniami swoich dzieci. Ta starsza pani to Chris (Ellen Burstyn), matka Regan, opętanej w kultowym Egzorcyście Wiliama Friedkina z 1973 roku...

To tyle o samej fabule. Teraz krótki podsumowanie. Niestety film rozczarowuje. Co prawda jest bardzo dobrze nakręcony, ale oglądając nie czułem, że uczestniczę w kontynuacji historii opowiedzianej w poprzednich "Egzorcystach". Nie wiem też skąd ten "Wyznawca", w tytule! Odniosłem wrażenie, że ktoś usiłuje wykorzystać legendę tego filmu. Rozczarowuje też słabe aktorstwo, żenujące uduchowienie niektórych scen, kiedy patrzymy i myślimy sobie - WTF! Ale trzeba jednocześnie przyznać, że sam pomysł opętania jednocześnie dwóch dziewczynek robi wrażenie. Sceny, w których występują razem są naprawdę dobre i chociażby dla nich warto wybrać się do kina. Ciary przechodzą! 

Ale też spokojnie film Davida Gordona Greena mógłby nie mieć w tytule "Egzorcysty", tyle, że wtedy nie przyciągnąłby zbyt wielu widzów. Chociaż i tych, dzisiaj w warszawskim kinie, nie było zbyt wielu. W przeciwieństwie do "Egzorcysty papieża", którego w dniu premiery oglądała niemal pełna sala! 

No i jeszcze na koniec jedno ostrzeżenie - jeżeli w kinach, lub przed telewizorami siedzicie zwykle do końca napisów, czekając na dodatkową scenę, to w przypadku tego filmu, możecie sobie spokojnie odpuścić. Jako ostatni doczekałem w kinie do końca i nic... 

Moja ocena: 6/10 


Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga