czwartek, 3 listopada 2022

Ostatnia wieczerza. Nowy polski horror

Powstaje coraz więcej polskich horrorów i to bardzo cieszy. Tym razem Netflix, tuż przed Halloween zaproponował film "Ostatnia wieczerza" (Polska 2022), naprawdę dobra produkcję satanistyczną. 

Reżyserem i współscenarzystą (wraz z Mirellą Zaradkiewicz) jest Bartosz M. Kowalski, znany do tej pory z filmów: W lesie dziś nie zaśnie nikt, W lesie dziś nie zaśnie nikt 2, Krwawe zacisze, Plac zabaw). Tym razem jednak zamiast krwawego slashera, jak rok i dwa lata temu, proponuje nam klimatyczne kino satanistyczne, znowu bardzo dobrze zrobione, z fajną fabuła, które naprawdę robi wrażenie, z końcówką, która mnie zaskoczyła, bo spodziewałem się zupełnie innej. 

Akcja filmu toczy się za czasów PRL. Jest 1987 rok. Do starego, mrocznego klasztoru, gdzieś pośrodku niczego, przyjeżdża młody milicjant Marek (Piotr Żurawski - Wataha 3, Odwilż, Król, Ciemno, prawie noc, Pokot), który udając duchownego prowadzi śledztwo ws. zaginięć młodych kobiet. Okazuje się, że w klasztorze przetrzymywane są osoby uznane za opętane, a zakonnicy, pod przywództwem przeora Andrzeja (Olaf Lubaszenko - W lesie dziś nie zaśnie nikt, Kobiety mafii, Odwróceni: Ojcowie i córki, Psy, Kroll ) zajmują się egzorcyzmami. Czy rzeczywiście jednak głównym ich celem jest służenie Bogu? Jak szybko możecie się dowiedzieć, oczywiście tak nie jest... A Marek, tak jak łatwo trafił do klasztoru, tak ma poważne problemy z jego opuszczeniem...

Już sam początek filmu jest bardzo ciekawy. Zakonnik z małym dzieckiem w ręku wbiega w nocy do kościoła, kładzie je na ołtarzu, wyjmuje jakiś stary sztylet i usiłuje zabić niemowlę, które jak widzimy, ma wyraźne charakterystyczne znamię znamię na ciele. Wbiegają milicjanci, zaczynają strzelać... Tak, tak, to scena niemal wyjęta z kultowego horroru. Twórcy "Ostatniej wieczerzy" już na początku składają hołd "Omenowi" i nie pozostawiają wątpliwości, jaki charakter będzie miał ich film. No ale oczywiście, nie miejmy wątpliwości - filmowi Kowalskiego daleko do "Omenu". Ale jest naprawdę nieźle. Dobry scenariusz, dobre zdjęcia i dźwięk, świetna scenografia, nieźli aktorzy. Olaf Lubaszenko znowu w formie. Dodatkowo to już czwarty horror Bartosza M. Kowalskiego, który powoli staje się specjalistą od polskiego kina grozy. I fajnie, że potrafi nakręcić tak różne filmy jak "W lesie dziś nie zaśnie nikt" i "Ostatnia wieczerza". Tym razem nie epatuje hektolitrami krwi i zmutowanymi bohaterami. Tym razem mamy normalnych, z pozoru ludzi, którzy konsekwentnie dążą do swojego celu, bez krwawej jatki. Ale mamy egzorcyzmy, mamy okultystyczne rytuały. Kowalski postawił na klimat i to mu się zdecydowanie udało. I bardzo dobrą końcówkę, o której nic Wam nie napiszę, ale naprawdę robi wrażenie!

Moja ocena: 7/10

 



Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga