poniedziałek, 30 czerwca 2025

Z "Kryminalnych” uchodzi powietrze

W 2004 roku „Kryminalni” wjechali na antenę z sygnałem jak z amerykańskiego proceduralu i energią, jakiej brakowało w wielu polskich serialach kryminalnych. Siódmy sezon (Polska 2007) pokazuje jednak, że nawet najlepsza maszyna – jeśli nie wymieni się w porę części – zaczyna się krztusić.

Mamy tu wszystko, za co „Kryminalnych” można było polubić: dynamiczne tempo, dobra realizacja jak na warunki TVN sprzed dwóch dekad, Warszawa nie tylko z pocztówek, ale i z zaułków, w których naprawdę może się coś wydarzyć. Jest niezawodny tercet detektywów Zawada-Brodecki-Storosz, ale Marek Brodecki, czyli Maciej Zakościelny występuje w tym sezonie już nie tylko jako oficer śledczy, ale człowiek w tarapatach emocjonalnych.

Bo to właśnie wątek miłosny Brodeckiego staje się osią dramatyczną sezonu. Nie ma tu może szekspirowskich proporcji, ale wystarczająco dużo nieporadności i nieprofesjonalizmu, by postawić pod znakiem zapytania wiarygodność postaci. Romans z dziennikarką (Małgorzata Kożuchowska) – owszem, nośny telewizyjnie, ale nieprzystający do policyjnych realiów, które i tak ten serial traktuje już bardzo swobodnie. Gdy Brodecki wchodzi w ten związek to wiadomo, że coś się musi posypać – pytanie tylko, czy musi się sypać tak schematycznie.

Dla widza, który pamięta, że „Kryminalni” zaczynali jako serial próbujący choć w połowie realistycznie odwzorowywać policyjną robotę, siódmy sezon może być rozczarowaniem. Zbyt często dostajemy powtórkę z rozrywki – pomysły na sprawy są wtórne, a struktura odcinków przewidywalna jak plan dnia na komisariacie. Bywa efektownie, ale niekoniecznie przekonująco. Służby specjalne wkraczające do klubów nocnych, policjanci działający jakby to była gra komputerowa – wszystko to mogłoby ujść w produkcji czysto rozrywkowej, ale „Kryminalni” przez lata udawali, że są czymś więcej.

Najciekawszy jest tu więc dramat Brodeckiego – bo jego upadek ma ciężar emocjonalny, nawet jeśli nie jest do końca dobrze rozegrany scenariuszowo. Zakończenie jego wątku, czyli odejście z policji, jest najmocniejszym punktem sezonu – i pozostawia widza z pytaniem, czy uczucia naprawdę muszą zniszczyć człowieka, który przez lata był wzorem profesjonalizmu. Czy też scenarzyści po prostu nie wiedzieli, co dalej z tą postacią zrobić.

Siódmy sezon serialu nie jest zły – nadal nieźle zrealizowany, aktorsko trzyma poziom, a Warszawa wciąż kusi swoją mroczną stroną. Ale fabularne zmęczenie materiału i scenariuszowa nieświeżość sprawiają, że emocje Brodeckiego to jedyne, co naprawdę zostaje w pamięci.


 

Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga