Są takie seriale, które zaczynają się obietnicą mocnego doświadczenia – gęsta atmosfera, fabuła pełna niedopowiedzeń, bohaterowie z krwi i kości. "Czarne stokrotki, nowość Canal+, właśnie tak startują. Wracają wspomnienia najlepszych polskich thrillerów: zaginięcia dzieci, powrót do rodzinnego miasta, którego mroczne sekrety nagle wychodzą na powierzchnię.
Wałbrzych filmowany jest tu tak, że można go oglądać z zapartym tchem – ponure pejzaże, kontrasty światła i cienia, wszystko wyciąga z tej przestrzeni klimat niemal gotyckiego horroru. Muzyka też robi swoje: subtelna, niepokojąca, dokładnie tam, gdzie trzeba.
Są seriale, które z biegiem czasu tracą siłę rażenia, a są takie, które z odcinka na odcinek dokładają kolejne cegiełki do piekielnej układanki. "Egzorcysta" w drugim sezonie (The Exorcist season 2) zdecydowanie należy do tej drugiej kategorii. Atmosfera grozy, która była największą siłą pierwszej serii, tutaj nie słabnie!
Historia przenosi nas w świat, w którym siły zła nie ograniczają się już do opętanych jednostek. Teraz stawką jest sam Watykan – centrum Kościoła, którego mury zaczynają pękać pod naporem demonów. Egzorcyści są eliminowani, a duchowni zmagają się nie tylko z własnymi wątpliwościami, ale przede wszystkim z przeciwnikiem, którego metody są bezlitosne i podstępne. Dwaj główni bohaterowie – ojciec Tomas Ortega (Alfonso Herrera) i ojciec Marcus Keane (Ben Daniels) – stają w obliczu największego wyzwania w swoim życiu. To już nie walka o jedną duszę, ale o przyszłość całej wspólnoty.
Scenariusz drugiego sezonu robi wrażenie – twórcy nie bali się postawić pytań o to, czym tak naprawdę jest zło, gdzie zaczyna się granica ludzkiej wiary i ile można poświęcić w imię ratowania innych. Nie ma tu miejsca na "straszenie dla straszenia” – napięcie budowane jest konsekwentnie, a fabuła zaskakuje wielokrotnie. To nie tylko horror, ale też pełnokrwisty thriller psychologiczny.
Warto przypomnieć, że serial Egzorcysta nie jest prostą adaptacją kultowego filmu Williama Friedkina z 1973 roku, lecz inspirowany jest książką Egzorcysta autorstwa Williama Petera Blatty’ego (1971). To właśnie z powieści wyrasta klimat tej produkcji – mroczny, egzystencjalny, zadziwiająco współczesny mimo upływu lat.
Na szczególną uwagę zasługuje obsada. Alfonso Herrera i Ben Daniels tworzą znakomity duet – ich relacja jest pełna napięć, ale i cichego zrozumienia. W rolach drugoplanowych świetnie wypadają John Cho oraz Zuleikha Robinson, dodając opowieści nowych odcieni. Za sterami produkcji stoją Jeremy Slater (twórca serialu) i Sean Crouch (showrunner drugiego sezonu), którzy potrafią wpleść w historię elementy klasycznego horroru i jednocześnie nadać jej współczesny rys.
Dla mnie Egzorcysta to pozycja obowiązkowa wśród seriali grozy. Pisałem już o wielu filmach o egzorcyzmach – od klasyków po mniej znane produkcje – i muszę przyznać, że mało która produkcja telewizyjna tak dobrze oddaje duszny, pełen grozy klimat starcia z niewidzialnym wrogiem. W drugim sezonie atmosfera nie tylko nie słabnie – ona wręcz przytłacza, jakby sama była jednym z bohaterów.
Jeśli ktoś szuka mocnych wrażeń, inteligentnie napisanej fabuły i grozy, która nie znika z głowy jeszcze długo po seansie – Egzorcysta (sezon 2) jest dokładnie tym, czego trzeba. To serial, który nie tylko rozwija uniwersum jednego z najważniejszych horrorów w historii, ale też udowadnia, że opowieść o walce dobra ze złem wciąż może być opowiedziana świeżo i przejmująco.
Lubię seriale katastroficzne. Jasne, wiem, że są schematyczne. Wiem, że bohaterowie często za dużo mówią, a fizyka i logika nierzadko ustępują dramatyzmowi. Ale jeśli zrobione są z nerwem, klimatem i szczyptą wiarygodności – wchodzę w to. Dlatego zacząłem oglądać La Palmę (Norwegia 2024) z ciekawością i lekkim dreszczykiem oczekiwania.
Fabuła startuje bez ceregieli: na wyspie La Palma, jednej z kanaryjskich perełek, budzi się wulkan. Ale nie tak, jak w książkach do geografii. Tu erupcja ma zasięg sejsmicznego koszmaru. To nie Pompeje w wersji turystycznej – to współczesna wyspa, pełna dronów, smartfonów, streamingów i chaosu, który eskaluje szybciej niż komunikaty władz.
Ósmy sezon „Kryminalnych” zaczynaliśmy z nadzieją, lecz skończyliśmy… z pytaniem. To ostatni odcinek nie tyle zamyka sagę, ile… zostawia ją w pół drogi. Sceny kończą się jakby przerwane – jakby bohaterowie zostali pozostawieni sami sobie, a widzowie głodni odpowiedzi.
Serial, który przez lata był synonimem niezłego kryminału, pełnego suspensu i realistycznych postaci, słabł z sezonu na sezon, a ósma część była jedną z najsłabszych. Coraz bardziej brakowało napięcia, a już finał… pozostawił nas w konsternacji.
Czy to ptak? Czy to samolot? Nie – to polski serial o UFO, który w końcu nie świeci plastikową atrapą z "Pamiętnika znalezionego w wannie”, tylko oferuje coś więcej. "Projekt UFO” (Polska 2025) od Netfliksa to rzecz, która – choć momentami się dłuży – naprawdę potrafi wciągnąć i zaskoczyć. Zwłaszcza tych, którzy jak ja pamiętają czasy magnetofonów szpulowych, kartek na cukier i dziwną ciszę w eterze, gdy zaczynał się stan wojenny.
W 2004 roku „Kryminalni” wjechali na antenę z sygnałem jak z amerykańskiego proceduralu i energią, jakiej brakowało w wielu polskich serialach kryminalnych. Siódmy sezon (Polska 2007) pokazuje jednak, że nawet najlepsza maszyna – jeśli nie wymieni się w porę części – zaczyna się krztusić.
Mamy tu wszystko, za co „Kryminalnych” można było polubić: dynamiczne tempo, dobra realizacja jak na warunki TVN sprzed dwóch dekad, Warszawa nie tylko z pocztówek, ale i z zaułków, w których naprawdę może się coś wydarzyć.
Szósty sezon "Kryminalnych” (Polska 2007) nie zaskakuje – i całe szczęście. Ten serial od początku nie udaje, że jest czymś innym, akcja toczy się w polskich realiach: osadzonych mocno w warszawskiej codzienności, gdzie glina ma twardą szczękę, a zbrodnia rzadko jest efektowna, za to prawie zawsze banalna w genezie.
Piąty sezon „Kryminalnych” (Polska 2006) – flagowego serialu TVN z początku lat dwutysięcznych – to moment, w którym policyjna praca zaczyna się zazębiać z osobistymi dramatami bohaterów. Bardziej wyraźny jest nacisk na psychologię postaci, co w tamtych czasach (i w telewizji ogólnodostępnej) nie było oczywistością.
Kiedy w 2004 roku Kryminalni debiutowali w TVN, poczuliśmy powiew świeżości w polskim serialu kryminalnym. Zawada, Brodecki i Storosz, czyli tercet z warszawskiego Wydziału Kryminalnego, szybko zdobyli serca widzów. Czwarty sezon, emitowany w 2006 roku, to jednak moment, w którym serial musiał udowodnić, że nie osiada na laurach. I wiecie co? Jest jak z dobrym wegetariańskim kebabem – wciąż smakuje, ale czasem czujesz, że pikantnego sosu mogłoby być więcej. Czy Tryptyk Śląski i reszta odcinków czwartego sezonu to pierwsza liga polskiego kryminału, czy tylko odcinanie kuponów?
"Dzień zero” (Zero Day USA 2025), nowy miniserial Netflix, to political fiction z Robertem De Niro w roli głównej. Jako fan gatunku, oczekuję od takich produkcji nie tylko intrygi, ale i głębokiego spojrzenia na mechanizmy władzy i moralne dylematy. Czy serial spełnia te oczekiwania? Częściowo... ale robi dobre wrażenie!
Akcja rzuca nas w USA sparaliżowane cyberatakiem. Systemy komputerowe padają, kraj tonie w chaosie, a były prezydent George Mullen (Robert de Niro) zostaje powołany, by znaleźć sprawców.
Trzeci sezon "Kryminalnych" (Polska 2005) to dla mnie, jako fana polskich seriali, kawał solidnej roboty, choć nie powiem, żeby mnie zachwycił. Dwa pierwsze sezony oglądałem tylko z synem – to był nasz rytuał, wspólne wieczory z komisarzem Zawadą i spółką. Teraz oglądamy już całą rodziną: ja, żona, córka i syn. 13 odcinków, warszawski klimat, kryminalne zagadki. Trzyma poziom, ale nie wbija w fotel.
Ten serial to prawdziwa petarda! Nie jakieś tam pitu-pitu, tylko mocna, szpiegowska jazda bez trzymanki, która wciąga do ostatniego odcinka. Jeśli lubicie dobre thrillery polityczne, gdzie napięcie trzyma za gardło to "Przesmyk” (Polska 2025) jest dla Was.
Drugi sezon Kryminalnych wylądował na antenie TVN w marcu 2005 roku i trzeba przyznać, że był to w tamtych latach jeden z tych seriali, które pokazywały, że w Polsce potrafimy robić kryminały bez kompleksów. 13 odcinków, zamknięte historie, warszawskie ulice i ekipa z Mokotowa – brzmi jak recepta na sukces, ale czy na pewno?
Kryminalni wyróżniają się m.in. dobrą obsadą i ciekawymi głównymi bohaterami. Marek Włodarczyk jako komisarz Zawada to taki typ, który zawsze wie, co powiedzieć i jak zamknąć sprawę – solidny, ale momentami zbyt przewidywalny. Maciej Zakościelny w roli Brodeckiego i Magdalena Schejbal jako Storosz próbują wnieść trochę świeżości – on gra młodego wilczka, ona ambitną policjantkę z pazurem. Ich duet działa, choć czasem chemia między nimi pachnie bardziej scenariuszem niż prawdziwym życiem. Reszta zespołu? Statyści z odznakami – są, bo muszą być.
Koszmarny jest ten serial, od początku do samego końca wszystko co się dzieje jest złe, nie ma we "Wzgórzu psów" (Polska 2025) pozytywnych bohaterów. Wszyscy są źli i źle muszą skończyć. Męczący fizycznie serial, ale bardzo wciągający. I ja szczerze mówiąc nie zauważyłem problemów z dźwiękiem, a jestem na tym punkcie wyczulony!
Kiedy wreszcie usiadłem do oglądania "Wzgórza psów", wyprodukowanego przez Netflix, na podstawie powieści Jakuba Żulczyka, nie spodziewałem się, że serial tak bardzo mnie pochłonie. I jednocześnie zmęczy. Nie zrozumcie mnie źle: to zmęczenie wynikało z fizycznego niemal odczuwania ciężaru, jaki ta historia ze sobą niesie. Serial wcisnął mnie w fotel, przyspieszył tętno i nie pozwolił oderwać oczu od ekranu. To nie jest lekka rozrywka na wieczór – to podróż w głąb mroku, która wymaga od widza pełnego zaangażowania, ale w zamian daje coś wyjątkowego.
Po niemal pięciu latach zdecydowałem się na obejrzenie drugiego sezonu świetnego serialu "Gry o tron" (USA, Wielka Brytania 2012). Adaptacja sagi George’a R.R. Martina robi naprawdę wrażenie. Po w miarę spokojnym, wprowadzającym pierwszym sezonie, twórcy – David Benioff i D.B. Weiss – przyspieszają tempo, rozkręcają wojnę pięciu królów i dając nam to, co w "Pieśni lodu i ognia" najlepsze: polityczne szachy, zdrady i brutalną nieprzewidywalność.
Fabuła drugiego sezonu, oparta na "Starciu królów", koncentruje się na rozpadzie królestwa po śmierci Roberta Baratheona. Joffrey (Jack Gleeson) zasiada na Żelaznym Tronie, ale jego władza jest równie krucha, co jego charakter.
Dziwny to serial. Początek wydawał mi się fatalny, jednak w trzecim odcinku mocno się wkręciłem w oglądanie "Pewnego razu na krajowej jedynce" (Polska 2022), dostępnego na Netflix.
Film opowiada historię czwórki ludzi, przypadkowo połączonych podróżą jednym samochodem do Cieszyna. Ojciec (Juliusz Chrząstowski) jedzie z córką (Maja Wolska) do Czech na zabieg aborcyjny, Towarzyszy im Wojtek (Michał Sikorski), który jedzie na spotkanie z dziewczyną, przed którą udaje włoskiego filmowca oraz porzucona przez narzeczonego Klara (Anna Ilczuk), która wraca do rodzinnego domu.
Niestety od samego początku serialu Kibic (Polska 2025), wyprodukowanego przez Netflix, można się spodziewać, że ta historia nie będzie miała happy endu. I chociaż co prawda ja lubię mroczne produkcje, to jednak polskie seriale coraz częściej dołują. Ale nie mniej "Kibic" to jeden z lepszych polskich seriali ostatnich miesięcy.
Główny bohater serialu, tytułowy Kibic to 17-letni Kuba (b. dobra rola Grzegorza Palkowskiego), fanatyk klubu piłkarskiego Gladius, podobnie zresztą jak jego ojciec Michał, nazywany Kocurem (Karol Pocheć). Chłopak wychowany jest według kibolskich zasad, policji się nie donosi, klub się szanuje, za innych kiboli umiera...
Zawsze dobrze wspominałem wyprodukowany przez TVN serial Kryminalni z udziałem Marka Włodarczyka, Maćka Zakościelnego i Magdy Schejbal. Kiedy więc uznałem, że Syn kroczy złą drogą oglądając szmirowate parakryminały z Polsatu i innych stacji postanowiłem zapoznać Go z klasyką. Zaczęliśmy od pierwszego sezonu Kryminalnych (Polska 2004).
Niestety wspomnienia nie przełożyły się na rzeczywistość i serial wydaje mi się bardziej przaśny niż pamiętałem, ale jednak kilka odcinków z przyjemnością obejrzałem.
Kolejny dobry serial grozy na Netflix. Zagładę domu Usherów (Fall of the House of Usher USA 2024) ogląda się z przyjemnością zwłaszcza, jak się zna poprzednie produkcje oparte na opowiadaniu Edgara Allana Poego pod tym tytułem. Co prawda serial Mike'a Flanagana tylko luźno nawiązuje do prozy mistrza, ale i tak fajnie się doszukuje tych nawiązań!
Mike Flanagan nakręcił już kilka naprawdę dobrych seriali dla Netflix, m.in. Nocna msza i Nawiedzony dom na wzgórzu. Tym razem opowiada tajemniczą historię rodu Usherów, którego młodzi członkowie zaczynają ginąć w tragicznych wypadkach.
Polski serial Morderczynie (Polska 2023) powstał na podstawie powieści Katarzyny Bondy. Nie zachwyca, ale jest kolejną solidną krajową produkcją kryminalną, którą można z przyjemnością obejrzeć.
Bohaterkami serialu są przede wszystkim kobiety, nic więc dziwnego, że historia zabójstwa byłego policjanta (Tomasz Schuchardt) jest opowiadana z ich perspektywy. Ale nie tylko...
Główna bohaterka policjantka Karolina (Maja Pankiewicz) szuka swojego zaginionego ojca - funkcjonariusza, który przedwcześnie odszedł na emeryturę.