poniedziałek, 22 grudnia 2025

Czwarty sezon "Szadzi”: rzadki przypadek udanego domknięcia

"Szadź" – sezon 4 to przykład, jak powinno się kończyć serial kryminalny. Bez krzyków, bez tanich twistów, bez przeciągania czegoś, co już dawno powinno było wybrzmieć. To sezon dobry, wciągający i – co w polskich serialach wcale nie jest normą – satysfakcjonująco zamknięty.

Od pierwszych odcinków czuć, że twórcy wiedzą, dokąd zmierzają. Nie ma tu chaosu, nie ma nerwowego dokładania kolejnych wątków "bo jeszcze się da”. Narracja jest skupiona, tempo dobrze wyważone, a napięcie budowane spokojnie, konsekwentnie, bez potrzeby epatowania przemocą czy sensacją dla samego efektu. To thriller, który ufa widzowi i nie musi go co pięć minut łapać za klapy.

Największą siłą czwartego sezonu jest dojrzałość. "Szadź” nie próbuje być bardziej mroczny, niż już był, ani bardziej szokujący. Zamiast tego stawia na psychologię, konsekwencje wcześniejszych wyborów i poczucie, że wszystko, co oglądamy, naprawdę do czegoś prowadzi. Widać, że to nie jest sezon "jeszcze jeden”, tylko finał zaplanowany i przemyślany.

Bardzo dobrze działa też atmosfera – gęsta, chłodna, momentami wręcz przytłaczająca, ale nigdy duszna. To klimat, który nie męczy, tylko wciąga. Odcinki ogląda się jeden po drugim, z tym charakterystycznym uczuciem, że "jeszcze tylko jeden”, aż nagle robi się bardzo późno. Dawno nie miałem przy polskim serialu takiego binge’owego odruchu.

Zakończenie? Trafione. Nieprzegadane, nieprzerysowane, bez moralizatorskiego młotka. Daje poczucie domknięcia historii, ale zostawia też przestrzeń na własną refleksję. Nie wszystko musi być wyjaśnione do ostatniej kropki – i tu twórcy mieli wyczucie. To finał, który nie obraża inteligencji widza i nie psuje tego, co było wcześniej.

Czwarty sezon "Szadzi” bardzo mi się podobał. To serial, który potrafił zejść ze sceny w dobrym momencie, z podniesioną głową. Bez wstydu, bez poczucia straconego czasu. Jeśli ktoś dotrwał do tego etapu – dostaje nagrodę. A jeśli ktoś dopiero zaczyna przygodę z "Szadzią”, to dziś można już powiedzieć jedno: warto, bo ta historia ma sensowny, solidny koniec.

 


 

Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga