Zaraz jak zobaczyłem zwiastun filmu "Kneecap. Hip-hopowa rewolucja" (Kneecap Irlandia 2024) postanowiłem wybrać się do kina. Zwykle traillery są lepsze od filmów, tym razem obraz Richa Peppiatta, okazał się o wiele lepszy niż jego zapowiedź.
Bardziej spodziewałem się po tym filmie opowieści o hip hopowym zespole na tle historii Irlandii, niż odwrotnie. Dodatkowo ten film bardziej przypomina "Trainspotting", niż biografię zespołu muzycznego.
Kneecap to irlandzki zespół hip hopowy, istniejący od 2017 roku, który postanowił śpiewać po irlandzku. To chyba pierwsza tego typu kapela i jedna z niewielu. Stworzyli ją za namową nauczyciela irlandzkiego, występującego w kominiarce Dj Próvaia, Liam Óg (Mo Chara) i Naoise (Móglaí Bap). Jeden z nich jest synem legendy irlandzkiego oporu przeciwko brytyjskiej władzy - Arló Ó Cairealláin (Michael Fassbender). Reżyser Rich Peppiatt z wprawą DJ'a miksuje fakty z fikcją, tworząc obraz, który jest zarazem krzykiem buntu, jak i hołdem dla języka irlandzkiego.
Wszystko fajnie, ideologicznie słuszne, tylko problem jest taki, że muzycy są dilerami narkotyków. I o ile ich wkład o walkę o język narodowy Irlandii Północnej jest super, o tyle sprzedawanie środków uzależniających młodym ludziom jest już bardzo słaby. Rapowanie o narkotykach, seksie i innych używkach też jest bardzo słabe.
Chyba tyle starczy, film zaskoczy Was w wielu momentach. I polecam seans w kinie, gdzie muzyka Kneecap zabrzmi o wiele lepiej, niż na głośnikach w domu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz