piątek, 1 marca 2019

Jak rodziła się legenda miecza króla Artura

Król Artur: Legenda miecza (King Arthur: Legend of the sword USA 2017) - to kolejna naprawdę dobra produkcja o królu Arturze. Tym razem, w konwencji fantasy, opowiada nam o jego dzieciństwie i dojściu do władz. A miał mocno pod górkę. Najpierw śmierć ojca i matki, a później wychowanie w domu publicznym...

Rodziców Artura (Charlie Hunnam - Ludzkie dzieci, Pacific Rim, Crimson Peak) zabił jego stryj Vortigern (Jude Law - (Windykatorzy, Gattaca - szok przyszłości, eXistenZ, A.I. Sztuczna inteligencja, Sky kapitan i świat jutra, Sherlock Holmes, Epidemia strachu, Fantastyczne zwierzęta: zbrodnie Grindelwalda, Kapitan Marvel), który chciał przejąć całą władzę.
Mały Artur  ucieka w łodzi i zostaje wyłowiony przez prostytutki, które go wychowują. W ich domu też uczy się jak zarabiać na siebie i jak przede wszystkim walczyć, tworząc całkiem nieźle prosperujący interes. jednak  jego stryj, pamięta o przepowiedni, że istnieje słynny, stworzony przez magów, miecz - excalibur, którym może się posługiwać tylko syn jego brata i tylko on może go zabić. Kiedy więc woda odkrywa zaginiony w czasie zabijania brata miecz wpada w panikę. Sprawdza wszystkich mężczyzn, którzy mogą być w wieku jego bratanka. Przechodzą oni próbę wyciągnięcia wbitego w kamień miecza. Oczywiście nikomu się nie udaje. To momentu, kiedy przed zadaniem staje sam Artur... Vortigern zmierza do wybudowania wielkiej wieży i zabicia bratanka. Bo to mu da moc do podbicia wszystkich wrogów. Jest okrutny i wykorzystuje swoich poddanych. Nic więc dziwnego, że szybko popularność zyskuje ruch oporu, na czele którego stanie Artur.

Świetna opowieść, w której nie brakuje magii, magów, czarnych mocy i wspaniałych widoków. Stara opowieść pokazana na nowo, w nowej formie, baśniowego kina akcji z goniącą w szalonym tempie kamerą. I do tego świetna muzyka. Tak, tak, reżyser Guy Ritchie, znany przede wszystkim z dwóch części Sherlocka Holmsa, odwalił kawał świetnej roboty. 


Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga