niedziela, 19 marca 2017

Hydra wylazła na powierzchnię, a szkoda... Mogła nie robić wstydu!

Hydra (USA 2009) to jeden z tych filmów, które nie warto oglądać, a nawet chyba  nie warto opisywać... Zawsze jednak znajdą się telewizje, które taki chłam pokazują...

Cztery osoby budzą się w ładowni statku, nie wiedzą co tam robią. Kiedy zostają wysadzone na nieznanej im wyspie dowiadują się, że będą celem polowania milionerów szaleńców, którzy urządzą sobie na nich "polowanie". Jednak zarówno ofiary jak i ścigający ich szaleńcy nie wiedzą, że na nich wszystkich polowanie urządzi sobie posiadający zdolność regeneracji potwór. Kiedy hydrze odstrzelisz głowę na jej miejsce wyrastają dwie kolejne. Błeeee.


Wątek polowania na ludzi jest znany od dawna w kinie, czasami nawet takie filmy wciągają. Tutaj jednak od samego początku widz jest na "nie".
A palec krąży niebezpiecznie przy przycisku wyłączającym telewizor od pierwszego momentu gdy na ekranie pojawia się tytułowa hydra.

Za film odpowiada mało znany reżyser Andrew Prendergast (Pasożyt) oraz bardziej doświadczony scenarzysta Peter Sullivan (Nawiedzona znaleziona, Ominous, Chupacabra, Linia uskoku).





Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga