Syn musiał przeczytać, jako lekturę "Opowieść wigilijną" Karola Dickensa, więc przy okazji postanowiliśmy też zobaczyć jedną z ekranizacji. Aktorskiej z lat 80. nie udało mi się na legalu znaleźć, więc wybraliśmy z Disneya animację "A Christmas Carol" (USA 2009). Okazała się naprawdę świetna!
Ten film to niemal horror. Kilka scen naprawdę zrobiło na mnie spore wrażenie. Oczywiście fabuła jest zapewne wszystkim znana. Paskudny bogacz, który nienawidzi ludzi i świąt zostaje odwiedzony wigilijnej nocy przez trzy duchy, które pokazują mu przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. A ta nie jest za ciekawa...
Nic więc dziwnego, że Ebenezer Scrooge przechodzi cudowną przemianę. Ale oczywiste jest przecież, że zawsze można zmienić się na lepszego człowieka, nie trzeba być paskudnikiem, przed którym nawet psy uciekają.Akcja książki toczy się w latach 40. XIX wieku w Londynie, nic więc dziwnego, że książka została napisana dawną angielszczyzną i jest dosyć trudna do przeczytania przez współczesne dzieciaki, ale film Disneya w reżyserii Roberta Zameckisa (pamiętacie jego świetny, podobnie nakręcony Express Polarny?) jest już o wiele lepiej zrobiony, bardziej zrozumiale i przyjaźnie.
Szczególnie podobała mi się scena z Bogiem, który tłumaczy Scrooge'owi, że nie odpowiada, za to co robią na Ziemi kapłani.
Do wersji amerykańskiej twórcy wybrali świetnych aktorów, m.in. Jimmy Carreya, Gary Oldmana, Colina Firtha i Boba Hoskinsa, ale i polska wersja ma świetny dubbing, w wykonaniu Piotra Fronczewskiego (jako Ebenezer Scrooge), Jana Peszka, Grzegorza Damięckiego i Mariana Opanii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz