niedziela, 16 listopada 2008

Fabryka śmierci: żenada na maksa

Nie wiem, po co, kto i dla kogo robi takie filmy. Fabryka śmierci wydana w nowym cyklu Carismy horroru niezależnego naprawdę wprawia widza w głębokie zażenowanie.

Pomysł może jest i niezły. Młodzi ludzie wybierają się na imprezę do opuszczonej fabryki, w której jak się później okazuje ktoś zamordował pracowników. Okazuje się, że sprawcą mordu była pracownica, która została poddana promieniowaniu podczas nieudanego eksperymentu (mam nadzieję, że dobrze odszyfrowałem niejasną do końca fabułę).
Oczywiście młoda kobieta z wielkimi zębami i metalowymi pazurami zamiast palców zabija, kogo popadnie. Widz raczony jest hektolitrami krwi, która wytryskuje podczas morderstw. Z każdą minutą zażenowanie jest coraz większe i trwa walka z palcami, które każą natychmiast nacisnąć w pilocie przycisk stop. Myślę, że nie stracą nic ci, którzy zrobili to po 10 minutach.

Oczywiście mam świadomość, że to niezależny horror, zrealizowany za niewielkie pieniądze, ale szkoda nawet tych niewielkich środków, które zmarnowano na jego produkcję. Z obawą myślę, że pewnego dnia włączę kontynuację tego filmu wydaną na tej samej płycie: Fabryka śmierci: krwotok...

moja ocena: 2/10
 
Death Factory USA 2002
scenariusz i reżyseria: Brad Sykes
obsada: Tiffany Shepis, Ron Jeremy,
Karla Zamudio, Lisa Jay, Jeff Ryan, Rhoda Jordan






1 komentarz:

Anonimowy pisze...

oglądałam nie jest taki zły

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga