Kiedy kierował mocny strumień wody na brudne ciało zaczął od głowy, przez chwilę odniósł wrażenie jakby usta denata wygięły się w dziwnym grymasie odsłaniając rząd zepsutych, ale za to bardzo dużych zębów.
Wciągnął do płuc powietrze. I jeszcze wolniej odetchnął z ulgą. Zauważył, że drżą mu jego własne ręce. Odłożył sprzęt i usiadł na szpitalnej ławce. „Palenie bez jedzenia to zabójstwo dla mózgu” - siłą woli starał się uspokoić rozedrgane ciało.
Cisza. Radio wyrzucało z siebie jakieś lekkie rockowe numery. Z trudem rozpoznał wykonawcę, którego zresztą nie znosił. Wstał. „Trzeba kończyć to i spadać do chaty... Do Anny”. Ruszył w kierunku mytego denata.
I wówczas jak w dziecinnej zabawce uzbrojonej w sprężynę, na której trzyma się wyskakująca znienacka głowa klauna, ciało martwej kobiety wyprężyło się i pozszywane zwłoki usiadły z impetem na stole.
- Czyż on nie zasługuje na lepsze traktowanie? – trup śmiał się gardłowo i bardzo głośno. Śmiał się z niego i do niego wskazując na Wszawego Króla.
Przez chwilę poczuł uderzenie marihuany silniej niż zawsze. Wszystko wirowało przed oczami, martwa kobieta, która nie mogła być prawdą, ściany kostnicy, sekwencje piosenki z rockowej stacji radiowej... cofnął się do tyłu i zahaczając o podręczny stolik z akcesoriami runął do tyłu.
Leżąc na podłodze widział dokładnie mimo wstrząsu, szoku i lekkiej fazy narkotycznej jak brudne stopy Wszawego Króla zaczynają się poruszać, a później cały korpus unosi się do góry i oto obrzydliwa całość stanęła na przeciw niego.
- Przyszedłem podarować ci świat, którego pragniesz... – upiór wyszczerzył zgniłe i wielkie zęby w złowieszczym grymasie.
Wszy i wszystko, co tam jeszcze żyło na jego ciele biegały pobudzone, wyraźnie poruszając się po skórze, wypadając z włosów z jakimś szaleńczym impetem.
Chciał uciec, albo, choć zamknąć oczy. Krzyczeć albo rzucić się do walki. Zrobić cokolwiek. Ale strach kazał mu zamknąć się w paraliżu i bezruchu. „To nie może się dziać naprawdę!”.
- Padlina, ścierwo, rozkład, upodlenie, skrajność nie-życia... - krzyczał Król – panowanie nad wstrętem, mętną zawartością człowieka... to wspaniałe doznania... tak bardzo tego się obawiamy, a przecież rozkład karmi się nami od samego początku, powoli skrada się, aby wybuchnąć kaskadą piękna w takich oto chwilach – trup rozłożył ramiona i odchylił do tyłu głowę:
- Ona ma rację. Czyż nie zasługujemy na lepsze traktowanie? Czyż mojej rodzinie nie należy się miłość – zatoczył krąg jakby chciał objąć i wznieść do góry całą przestrzeń kostnicy. W końcu wybuchnął śmiechem, wtórowały mu demoniczne zwłoki kobiety, śmiech zaczął wypełzać z dalszych zakamarków kostnicy, z chłodni, pojemników na wnętrzności, słojów do przechowywania organów, śmiały się nawet pozostawione w odpływie jelita zwinięte w rozedrgany zwój oślizłych warkoczy.
Śmierć ma poczucie humoru, choć dla nas jest do jednostronna radość. Nie chciał uczestniczyć w tym ohydnym misterium jakkolwiek miałoby się ono zakończyć, nie pragnął poznawać finału. Powoli, nie wstając z podłogi zaczął przesuwać się w kierunku korytarza pozostawiając trupią zgraję we własnym gronie.
- Stój! - nagie i sine ciało kobiety wyrosło przed nim błyskawicznie, jakby ożywione zwłoki nie podlegały takim samym prawom fizyki, co ludzie. - Oh, stój... okaż mi trochę ciepła – upiorzyca obdarowała go uśmiechem – ciepła... - powtórzyła - nachylając się nad nim przysłoniła mu resztkę światła z zawieszonej pod sufitem lampy jarzeniowej.
Obudził się z omdlenia na zimnej posadzce kostnicy. W głowie czuł chaos, a każda próba powrotu do pozycji pionowej wywoływała falę torsji. Nie mógł sobie przypomnieć, dlaczego upadł, ani co było powodem przerażenia, które jeszcze odczuwał. „Kurwa, upalić się to był fatalny pomysł”.
W pomieszczeniu wszystko pozostało bez zmian. Umyte zwłoki bezdomnego leżały przygotowane do dalszej procedury na czystym i uporządkowanym stole. Ciało kobiety również wyglądało naturalnie. W piersiach nie było śladów po igłach, a żaden szczegół nie wzbudzał podejrzeń.
Otrząsnął się i wzruszył ramionami. „Aleś się chłopie załatwił. Jak to opowiem kumplom...”.
Szybko przebrał się, zwinął rzeczy do plecaka i opuścił kostnicę. Wypisując zeszyt na portierni zmierzył się z niezadowolonym wzrokiem portiera, który najwyraźniej nie cenił i nie lubił młodszego personelu. Nie przejmował się tym. Posłał mu ironiczny uśmiech i pobiegł na tramwaj.
Nie wsiadł do windy. Przebiegł trzy kondygnacje szybko, nie obracając się za siebie.
Pokój zalewała szarość wczesnego dnia. Anna spała, charakterystycznie rozrzucone na poduszce włosy rozlewały się kaskadą jasnych spirali. Odetchnął. Wszystko wróciło do normy. Wszedł do łazienki i odkręcił prysznic do oporu. Spadające szybko litry gorącej wody zmywały z jego ciała i umysłu nieprzyjemne wspomnienia. W zasadzie nie pamiętał niczego. Pozostało tylko przeczucie, sugestia doświadczenia czegoś straszliwego i nieprzyjemnego. „Stres i jaranie” - podsumował krótko.
Wrócił do sypialni. Z ulgą podszedł do śpiącej dziewczyny i wyciągnął przed siebie rękę chcąc pogłaskać ciepłą, młodą i przyjaźnie znajomą skórę, żywą...
Odgarnął narzutę i włosy Anny i odskoczył z obrzydzeniem. Spod jej włosów i ciała wypełzały insekty, a wszechobecne wszy przemieszczały się w jakimś diabelskim pląsie po skórze, pościeli, wszędzie. Anna odwróciła do niego przegniłą i zdeformowaną twarz trupa: - Jesteś... przyniosłeś mi ciepło – zaśmiała się.
Znał ten śmiech. I wiedział, co stało się w kostnicy.
Pierwszą część opowiadania Pat czytaj tutaj a drugą tutaj. Inne opowiadania Patrycji możecie przeczytać tutaj (Zmora) i tutaj (Mroczny świt)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz