środa, 16 września 2020

Horror na Kursku

10 sierpnia 2000 roku doszło do katastrofy rosyjskiego atomowego okrętu podwodnego. Tą tragedią i bezczynnością rosyjskich służb ratunkowych, wojska, władz państwowych żył niemal cały świat. Sam pamiętam oczekiwania na zgodę, by do akcji wkroczyły wojska NATO i doniesienia, czy z Kurska słychać jeszcze stukanie...

Niedawno minęła 20. rocznica katastrofy. Skorzystałem więc z okazji i postanowiłem zrobić sobie przerwę w oglądaniu horrorów i obejrzeć film Kursk (Belgia, Francja, Luksemburg 2018).
Mimo, że to tylko interpretacja twórców, co działo się na pokładzie łodzi podwodnej leżącej ponad 100 metrów pod wodą, to jednak potrafię sobie wyobrazić, że niezbyt mijający się z prawdą.
Reżyser Thomas Vinterberg i scenarzysta Robert Rodat (Wrogie niebo) świetnie pokazali bezsilność pozbawionych sprawnego sprzętu rosyjskich służb ratunkowych, brak odwagi rosyjskich dowódców, by poprosić o pomoc państwa zachodnie i dramat rodzin marynarzy z zatopionego statku. Robi to piorunujące wrażenie... Zwłaszcza, jak się wie, że do takiego tragicznego wypadku doszło podczas największych od upadku ZSRR morskich manewrów wojskowych... Ciekawe, że twórcy nie pokazali roli Władymira Putina, który był wówczas prezydentem Rosji.

Na pokładzie Kurska było 118 osób, dwie pierwsze eksplozje przeżyło prawdopodobnie 23 marynarzy. Nie doczekali się pomocy...


Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga