niedziela, 3 maja 2020

Mandy. Psychodeliczny horror z krwawym finałem

Przez połowę filmu walczyłem z sobą żeby skończyć seans. Jakoś psychodelia w wykonaniu reżysera Mandy (Belgia, USA, Wielka Brytania 2018) nie przypadła mi do gustu. Na szczęście przetrwałem i druga część filmu mi to wynagrodziła. 

Film opowiada o żyjących w leśnym domu Mandy (Andrea Riseborough -The Grudge: Klątwa, Niepamięć, Czarne lustro) i Redzie (Nicolas Cage - Wrota zaświatów, Pocałunek wampira, Kult, Next, Zapowiedź, Polowanie na czarownice, Uczeń czarnoksiężnika, Piekielna zemsta, Kick-Ass, Ghost Rider, Ghost Rider 2, Czasy ostateczne: pozostawieni, Zwierciadło, Powrót z zaświatów, Biuro ludzkości, Mama i tata).
Pewnego dnia kobieta wpada w oko przywódcy miejscowego gangu (Lianus Roache - Batman: Początek, Kroniki Riddicka, Królestwo demonów, Dark horse), współpracującego z tajemniczą sektą. Mandy zostaje porwana, a Red rusza jej na ratunek. Wówczas rozpoczyna się też krwawy horror! A Red, z zawodu drwal, wie jak sobie poradzić z oćwiekowanymi szaleńcami.

Niezły odjazd. Sam dom, w którym żyją Mandy i Red robi spore wrażenie. Sypialnia z wielkimi oknami wychodząca w las też robi wrażenie. Do tego psychodeliczna muzyka Jóhanna Jóhannssona. Brrr. I szaleńcza sekta. Ale przez godzinę film naprawdę nuży, nie zdziwię się jeżeli niektórzy z Was sobie odpuszczą.

Film wyreżyserował Panos Cosmatos (Za czarną tęczą), któremu scenariusz pomagał napisać Aaron Stewart-Ahn


Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga