Piąty sezon „Kryminalnych” (Polska 2006) – flagowego serialu TVN z początku lat dwutysięcznych – to moment, w którym policyjna praca zaczyna się zazębiać z osobistymi dramatami bohaterów. Bardziej wyraźny jest nacisk na psychologię postaci, co w tamtych czasach (i w telewizji ogólnodostępnej) nie było oczywistością.
Na ekran wracają trzej śledczy stołecznego wydziału zabójstw: komisarz Zawada (Marek Włodarczyk), podkomisarz Brodecki (Maciej Zakościelny) i młoda, ambitna detektyw Storosz (Magdalena Schejbal). Ten zespół działa już jak dobrze naoliwiona maszyna, choć – co cieszy – scenarzyści pozwalają im także na kolizje, zawahania, a nawet ostre spięcia.
Reżyserzy Piotr Wereśniak i Ryszard Zatorski nie eksperymentują zanadto z formą, ale dbają o tempo i klimat. Serial nadal utrzymuje estetykę bliską zachodnim kryminałom, choć to wciąż polska ulica: szarość blokowisk, zadymione biura i przesłuchania w stylu „nie pękaj, i tak cię mamy”. Twórcy jednocześnie starają się pokazać piękną, nowoczesną Warszawę. Serial nie unika tematów trudnych, ale nie moralizuje – zamiast tego zostawia widzowi przestrzeń na refleksję. Bohaterowie nie są nadludźmi, tylko ludźmi z zasadami, które muszą nieustannie weryfikować. W piątym sezonie widać już zmęczenie materiału, ale też ambicję, by nie powielać schematów. Warto odnotować, że wielu młodych aktorów (gościnnie m.in. Andrzej Andrzejewski i Leszek Lichota) właśnie tu stawiało swoje pierwsze kroki.
No ta końcówka, znowu mrożąca krew w żyłach...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz