Akcja toczy się niemal w całości w zamkniętym centrum dowodzenia, gdzie sztab ludzi – z Idrisem Elbą i Rebeccą Ferguson na czele – próbuje zapobiec katastrofie, której źródło może leżeć zarówno poza granicami USA, jak i w samej strukturze władzy. Kamera Barry’ego Ackroyda ciasno śledzi twarze, nerwy i milczenie – to film o ciszy przed wybuchem, dosłownie i metaforycznie.
To kino, które przypomina najlepsze tradycje gatunku – coś pomiędzy Karmazynowym przypływem a Wszystkimi ludźmi prezydenta. Jest napięcie, moralne dylematy, błyskotliwe dialogi i wrażenie, że każda decyzja ma swoją cenę. Brakuje może jednego mocniejszego akordu emocjonalnego na koniec – zostaje lekki niedosyt – ale to niedosyt dobrze pojęty, taki, który każe myśleć o filmie długo po seansie.
"Dom pełen dynamitu” to political thriller, jakiego dawno nie było – aktualny, ostry, a przy tym wyjątkowo stylowy. Jeśli ktoś tęsknił za kinem, które potrafi być i rozrywkowe, i inteligentne – tu znajdzie to, czego szukał.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 Posty
Posty
 
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz