środa, 15 sierpnia 2018

Linia życia bez rewelacji

Liczyłem na dobrą kontynuację Linii życia z 1990, albo przynajmniej bardzo dobrą nową wersję. Niestety nowe Flatliners (USA 2017) mocno rozczarowuje. 

Może niepotrzebnie, bo pierwsza wersja Flatliners z Kieferem Sutherlandem, Julią Roberts i Kavinem Baconem była znakomita. Jeden z moich ulubionych filmów, które widziałem wielokrotnie. Znowu więc podchodziłem z dystansem do nowej wersji, tak jak w przypadku Omenu, Poltergeista Koszmaru z ulicy Wiązów czy Halloween. Nie ma szansy żeby było lepiej. Rzadko jest by było podobnie. Nie wiem ilu z Was widziało Flatliners, w końcu to film sprzed 28 lat, więc napiszę tylko, że podobnie jak w nowej wersji studenci medycyny eksperymentują ze śmiercią kliniczną.
Nowa wersja poszła o tyle do przodu, że bohaterowie obserwują swoje eksperymenty na filmach mózgu w komputerze. O ile w pierwszej wersji był świetny, mroczny klimat no i bardzo dobrzy aktorzy, to tutaj klimat był zaledwie niezły. Chociaż oczywiście oglądało się bardzo fajnie, a moja Żona, która pierwszej części nie widziała, mówiła nawet, że był straszny. Zupełnie niewykorzystany jest Kiefer Sutherland ((Lustra, Złodziej życia, Flatliners, Mroczne miasto, Designated Survivor 1, Designated Survivivor 2), który gra tutaj opiekuna studentów. Jego rola jest kompletnie poboczna. A naprawdę można było Go włączyć do akcji i wykorzystać jego doświadczenie z pierwszej wersji Linii Życia.  Niestety reżyser Niels Arden Oplev (seriale: Pod kopułą, Millenium) nie sprostał wyzwaniu, a Ben Ripley (Gatunek 3 i 4, Kod nieśmiertelności, Dominion)  najnormalniej nie napracował się przy pisaniu scenariuszu. Bardzo szkoda, bo nadzieje na dobra rozrywkę miałem naprawdę duże...



Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga