czwartek, 6 czerwca 2013

Kobieta w czerni straszy w opuszczonym domu!

To naprawdę dobry film. I nie ma znaczenia, że takich filmów jak "Kobieta w czerni" (The Woman in Black 2012), których akcja dzieje się w opuszczonych domach, jest wiele.

To stary jak świat schemat. Ktoś jedzie do opuszczonego domu, który ma swoją tajemnicę. Zwykle straszy. Raz film jest zrobiony dobrze, raz gorzej. Tym razem jednak sztuka straszenia wyszła twórcom filmu (reżyser - James Watkins - Morderstwo w sieci, Droga donikąd, Zejście 2, Eden Lake; scenarzysta - Jane Goldman - Gwiezdny pył, Kick Ass, X-Men: Pierwsza klasa). No ale trudno mnie niej nastraszyć kiedy bohaterami horrorów są dzieci. Zwłaszcza martwe dzieci. Wtedy każdy ruch, przemykająca postać, ślady małych stóp na podłodze robią duże wrażenie. A do tego jeszcze tajemnicza Kobieta w Czerni.


Głównym bohaterem filmu jest młody adwokat Arthur Kipps (Daniel Radcliffe - tak tak sam Harry Potter), który przyjeżdża na prowincję żeby uporządkować sprawy spadkowe po zmarłej śmiercią samobójczą kobiecie. Tymczasem nikt nie chce mu pomóc w dostaniu się do oddalonego domostwa. Może tylko liczyć na Sama Daily (Ciaran Hinds - Excalibur, Mary Reilly, Lara Croft Tomb Rider, Upiór w Operze, Góra czarownic, Rytuał, Ghost Rider 2) i jego żonę (Janet McTeer - Suspiria), którzy stracili syna w tajemniczych okolicznościach. Zresztą szybko się okazuje, że wielu mieszkańców straciło swoje dzieci, a zawsze następowało to po tym jak ktoś zobaczył Kobietę w czerni, Kobietę w czerni, która mieszkała właśnie w tym opuszczonym domostwie.

Film mnie przeraził od samego początku, sceny, która otworzyła film niczym uderzenie obuchem. Trzy dziewczynki bawią się w pokoju, w pewnym momencie wstają, podchodzą do okna i wyskakują. Słychać przeraźliwy, kobiecy krzyk...

Ale jednak Kobiecie w czerni daleko do Innych, których wymieniają twórcy plakatu tego filmu. Inni to mistrzostwo świata! To film, którego boję się zawsze!



2 komentarze:

owca pisze...

Pewnie, że "Kobiecie..." daleko do "Innych", bo czerpie pełnymi garściami ze schematu, który Amenábar wywrócił do góry nogami :) Ale pomijając parę wpadek jest świetnie zrealizowanym ghost story. A to jest już imo spore wyzwanie ;)
Polecam pierwszą ekranizację, rola Pauline Moran była genialna.

pinio pisze...

Ooo, to pierwszej ekranizacji nie widziałem. Chętnie skorzystam z rady 8-) dziękuję!

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga