piątek, 15 lutego 2019

Gdzieś w Afryce czai się Czarna Pantera

Nie zachwyciła mnie Czarna Pantera (Black Panther Australia, RPA USA, Korea Południowa 2018) chociaż pomysł na ukryte gdzieś w Afryce nowoczesne państwo, o którym mało kto wie, wydaje się ciekawy. 

Wakanda - bo tak nazywa się to państwo, jest super nowoczesne, zarządzane demokratycznie, posiadające dostęp do unikalnych surowców. Na zewnątrz jednak uchodzi za państwo biedne, typowy kraj III świata. Naszą historię rozpoczynamy gdy w Wakandzie dochodzi do zmiany - dotychczasowy króla T'Chaka (John Kani - Kapitan Ameryka: wojna bohaterów) zostaje zamordowany.
Zastępuje go jego syn - T'Challa, będący jednocześnie wakandowym superbohaterem  - Czarną Panterą (Chadwick Boseman - Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów, Avengers: wojna bez granic, Bogowie Egiptu).
W dni objęcia królestwa musi jeszcze przejść walkę z pretendentem do tronu, a później może już zacząć szczęśliwie rządzić krajem. Okazuje się jednak, że jego ojciec zabił przed laty swojego brata, a jego dziecko zostawił. Teraz dziecko już nie jest dzieckiem, wraca do Wakandy. Erik Killmonger (Michael B. Jordan - - Kronika, Fantastyczna czwórka, 451st Fahrenheit), postanawia walczyć o tron.

Niestety było nudnawooo, chciało się ziewać. I całą sytuację ratował pomysł z zaginionym gdzieś państwem, które może chcieć pomóc innym, biedniejszym krajom. Zaczyna mi już trochę brakować świeżości w kolejnych komiksowych produkcjach Marvela. Za to cieszy pomysł czarnoskórego super bohatera. Już nie tylko biali zajmują się ratowaniem świata 8-)


 

Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga