środa, 22 października 2008

Mroczny świt part I

Rozpoczynamy publikację kolejnego opowiadania Pat w odcinkach. Tutaj możecie poczytać jej poprzednie opowiadanie "Zmorę".



Drzwi zamknęły się z nieprzyjemnym trzaskiem. Cięcie. Tam z tyłu został hałas kończącej się powoli nocy. Stanęła twarzą w twarz z ciszą skradającego się świtu. Przez chwilę myślała o tym, aby obrócić się plecami do dnia i wrócić do ciepłej, pachnącej dymem papierosowym i alkoholem knajpy.
Koniec z tym. Każda noc się kiedyś kończy. Nie każdy dzień może przynieść za to radość.
Sprawdziła czy przewieszony przez ramię aparat fotograficzny jest na miejscu. Raz, dwa, trzy. Obiektyw, zabezpieczenie, stan baterii. Rusza na łowy. Mniej więcej za trzydzieści minut noc przestanie czarować i zasłaniać banalność naszego życia, ale nikt tego nie zauważy. Miasto jeszcze śpi. W szarej poświacie jesiennego poranka liczyła na szczególne obrazki z życia miasta, egzystencji na pograniczu. Dokładnie takiej jak ta wyjątkowa chwila pomiędzy nocą i dniem. „Pomiędzy życiem, a śmiercią” – przeszło przez jej myśli. Alkohol i wypalone papierosy powodowały, że jej krok nie był stabilny, a zmęczenie całonocnym siedzeniem przy barze dawało się we znaki. Ruszyła na przód, wybierając kierunek starych śródmiejskich uliczek, powoli tracących swój koloryt i dekadencję rozkładu zastępowaną przez zrewitalizowane elewacje, nowoczesne okna i kolorowe witryny nowych sklepów i kawiarni. „Ale zanim skończy się ta wielka operacja plastyczna mojego miasta uwiecznię w pamięci jego wszystkie zmarszczki, bruzdy i przebarwienia”. Taka była misja i tak miał wyglądać ten projekt – Miasto po śmierci i przed życiem.
Ta ulica nie różniła się od dziesiątek innych do niej podobnych. Może tylko perspektywa była bardziej niesamowita. Na końcu wysokich rzędów ponurych kamienic oblepionych pstrokatymi balkonami widać było kawałek parkowego skweru i dwie wysokie wieże remontowanego kościoła. Barczysty budynek rozłożył się w parku jak olbrzymie monstrum zupełnie niepasujące do oszczędnej zieleni, delikatnego oczka wodnego i obumarłych chwilowo klombów kwiatowych. Bryła była tak ciemna, że żaden wschód słońca nie mógł do końca oświetlić tego miejsca. Jednocześnie cała kompozycja była wyjątkowa. Na pozór niewspółgrające ze sobą elementy tworzyły wyjątkową mozaikę porządków innych światów. I każdy z nich walczył o palmę pierwszeństwa. Przy witrynie opuszczonego antykwariatu zrobiła pierwsze zdjęcie. Wybita szyba, drzwi zablokowane metalową sztabą i porozrzucane książki w skromnym wnętrzu. Resztki jakiś niepotrzebnych nikomu broszur. Bez wartości, choć każda z ich stron była pokryta drogocennym słowem. Spojrzała w drugą stronę, w idealnej chwili, aby zdążyć uchwycić młodego pijaka wracającego z nocnej eskapady, który mimo kompletnego upojenia próbował w bramie odpalić sobie papierosa (bezskutecznie). Brakowało jej elementu zaskoczenia. Zaglądnęła na najbliższe podwórko, gdzie zwróciła jej uwagę kocia rodzina kłębiąca się wokół wystawionych pośpiesznie misek. Kocie futerka stanowiły przeciwwagę dla odrapanych murów. Zrobiła całą serię ujęć. Wycofując się cicho spojrzała na półprzymknięte drzwi starego sklepu, gdzie w głębi paliło się światło. Ktoś zamieszkiwał ten opuszczony lokal, najprawdopodobniej korzystając z braku zainteresowania władz okolicą po częściowym wysiedleniu, a przed remontem. Zdecydowała się na jedno ujęcie. Tylko jedno małe klik, a potem sesja mrocznego kościoła w promieniach październikowego słońca.
-Nie wiesz, że tu nie można zaglądać – warknęła jej na powitanie jakaś postać. Mężczyzna był od niej dużo niższy i zasłaniał swoją zgarbioną posturą wnętrze.
-Tylko jedno zdjęcie, piątka na tanie fajki i idę – zaproponowała ugodowo.
-Sram na pety. Palą je żywe trupy -zarechotał.
Zdziwiła ją ta wulgarna błyskotliwość, ale to było fajne.
-Daj spokój, ja nie z gazety – chciała załagodzić sytuację. Musiała mieć to zdjęcie.
-O spokój martw się ty, głupia - parsknął mężczyzna – uciekaj stąd do miasta, tam – kiwnął głową w kierunku centrum – i nie leź w te ruiny więcej. Jest tyle pięknych rzeczy do sfotografowania – wskazał brudnym palcem na jej aparat.
Wzruszyła ramionami. I tak udało jej się coś uchwycić. Zostawiła mamroczącego nielegalnego lokatora i ruszyła w kierunku podwórkowych oficyn. Jakby na przekór. Nagle cisza oplotła ją z każdej strony. Słyszała skrzypnięcia starych schodów i terkot powyginanych blach na parapetach i balkonach. Odwróciła się. Drzwi od opuszczonego sklepu pozostały zamknięte.
Nawet nie zdążyła krzyknąć, kiedy coś wciągnęło ją z impetem do piwnicznej otchłani. Smród wilgoci i kurz sprawił, że nie mogła złapać oddechu. A wtedy coś uderzyło ją z całej siły w głowę. W tępo pulsującym rytmie bólu zapadła się w niebyt.
CDN. 

Zapraszam do udziału w konkursie na temat filmu Nocny pociąg z mięsem.

Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga