Festiwal Najlepsze z Najgorszych przyniósł w ostatnich dniach film "Barbarzyńska nimfomanka w piekle dinozaurów" (A Nymphoid Barbarian in Dinosaur Hell USA 1990) – film, który zawiera wszystkie składniki złego kina, ale w sposób tak przesadzony, że aż momentami fascynujący. To produkcja Bretta Pipera, słynącego z filmów z minimalnym budżetem, lateksowymi potworami, gumowymi gadami i fabułą, która logicznie kuleje od początku.
🤡 Co nie gra:
Tytuł obiecuje nimfomanię – nic takiego. Ani flirtu, ani erotyki; bohaterka – dzika wojowniczka – walczy o przetrwanie, mutanty, ziemię, itd., ale seksualność tytułowa praktycznie nie istnieje. Chociaż oczywiście jacyś zwyrodnialcy chcą ją zgwałcić.
Dinozaury? Tak, są – czasem gumowe, źle wykonane, groteskowe. Podobno w realu 25 cm.
Dialogi i zachowania postaci – tandetne, sztuczne, wiele sytuacji absurdalnych: mutanty wyglądają jak gumowe kukiełki, sceny walki często wyglądają jak parodia.
Budżet: widać, że produkcja od początku nie stawiała na realizm, tylko na bardzo tani efekt „postapokalipsy”. Podobno twórcy wydali 40 tys. dolarów na stworzenie tego filmu, ale nie widać tego 8-)
✅ Co broni filmu:
Ma w sobie śmieszno-straszny urok; jako kino klasy B naprawdę spełnia rolę rozrywki absurdu.
Widzowi chcącemu się ponieść atmosferą VHS-owego postapokaliptycznego horroru daje to, czego oczekuje: mutanty, pustkowia, groteskę no i oczywiście walkę o życie!
Wprowadzenie Moniki Solat ze Splat! Film Fest – świetne! Nadało kontekst festivalowy, pozwoliło spojrzeć z dystansem — bez niej film byłby po prostu męczący.
🎬 Porównania:
Z filmami Troma (np. Surf Nazis Must Die) dzieli absurdalny klimat, niskobudżetowe efekty, groteskowość. Troma to mistrzyni takiego kina, robiąc to z wprawą, u Pipera zaś mniej finezji – efekt bardziej garażowy.
Podobieństwa do włoskiego kina exploitation czy włoskich filmów sci-fi klasy Z: fantastyczne stwory robione w domu, dziwaczne dialogi, niemal brak logiki. Dla fanów takiego kina – gratka.
🎯 Ocena końcowa
Ten film to przykład kina złego w najlepszym wydaniu. Kompletne zaniedbanie fabularne, tytuł, który obiecuje jedno, a daje drugie, slasher-mutanty, dinozaury, mutanty, i trochę walk – wszystko w klimacie VHS, z plastikiem i lateksem. Dla kogoś szukającego głębi – strata czasu. Dla fana kina "na śmiechu, ale z humorem” – może być naprawdę dobrze.
Jeśli miałbym oceniać: 2/10, z dodatkowym punktem za to wprowadzenie Moniki Slat i klimat festiwalu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz