piątek, 14 lutego 2020

"Na koniec świata": kompletna beznadzieja

Jeden z najgorszych filmów, jakie w ostatnich miesiącach widziałem. Na koniec świata (End of the World USA, Kanada 2013) opowiada o promieniowaniu kosmicznym, które ma zniszczyć życie na Ziemi. Jedyna szansa w grupce młodych ludzi, związanych z wypożyczalnią wideo w jednym z amerykańskich miasteczek. 


I to właściwie jest jedyny fajny pomysł w filmie doświadczonych przecież - reżysera Steve N. Monroe (Bez litości W oczekiwaniu na atak, Ultimatum, Potwór, Pozostawiona w ciemności, Ogr: osada potworów, Lodowate tornado, Wyvern, Mongolian Death Worm, Przebudzenie bestii, The Exorcism Of Molly Hartley, Na koniec świata, Bez litości 2, Las samobójców) i scenarzystów: Jasona Bourque (Przebudzenie potwora, (Ciemna moc, Magnetyczne tornado, Arktyczny podmuch, Proroctwo Doomsday, Loch Ness Terror, Na koniec świata, Piekielne psy, Podniebny horror) i Davida Raya (Mandragora, Lodowe trzęsienie, Burza stulecia, Ostatnie godziny Ziemi). Miłośnicy filmów katastroficznych wiedzą, jak zapobiec zagładzie, bo oglądali wszystkie tego typu produkcje i znają wszystkie możliwe scenariusze. Wiedzą więc co zrobić w tym przypadku... I używają cytatów z oglądanych filmów.  Ale i tak zdecydowanie odradzam.




 

Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga