Są filmy, do których wraca się jak do starych przyjaciół – z uśmiechem, bez wstydu i z przekonaniem, że nic się nie zestarzały. "Vinci" Juliusza Machulskiego to właśnie taki przypadek. Oglądałem go niedawno ponownie i znowu bawiłem się znakomicie. A że już wkrótce zobaczymy drugą część tej historii. Tym bardziej warto przypomnieć sobie oryginał z 2004 roku. Bo to jedna z tych dobrych polskich komedii, które nie próbują być śmieszne na siłę, tylko naprawdę są zabawne, inteligentne i zrealizowane z sercem.
Historia "uczciwego złodzieja” Cumy (świetny Robert Więckiewicz) i jego przyjaciela Juliana (niezawodny Borys Szyc, jeszcze w przedcelebryckiej, bardzo udanej formie) to pomysłowe, lekkie kino sensacyjno-komediowe, które nie stara się nikogo pouczać ani udawać czegoś więcej, niż jest. Ale właśnie w tej skromnej, niemal staroświeckiej (w najlepszym sensie) formie, kryje się siła "Vinci”.
Machulski robi tu to, co potrafi najlepiej: opowiada historię w rytmie, który nie męczy, tylko wciąga. Nie ma tu zbędnych dłużyzn, a humor wynika z sytuacji i postaci, nie z gagów na siłę. Film przyjemnie lawiruje między klasycznym heist movie a ciepłą opowieścią o przyjaźni, lojalności i... sztuce.
Na drugim planie błyszczy Marcin Dorociński jako nieco zamyślony gliniarz, który wie więcej, niż mówi, a także Kamilla Baar, wtedy jeszcze świeżo debiutująca – z wdziękiem, który zapowiadał jej późniejszą karierę.
Nieprzypadkowo Machulski osadził akcję w Krakowie. Jego ulice, korytarze muzeów, zaułki – wszystko to staje się naturalną scenografią dla lekkiego kryminału, który ogląda się z przyjemnością od pierwszej do ostatniej minuty. I choć to kino rozrywkowe, nie brakuje tu inteligentnych smaczków – od odniesień do "Mona Lisy” po szczyptę ironii wobec świata sztuki i złodziejskiej etyki.
💥 A teraz – po latach – nadchodzi kontynuacja. Informacja o "Vinci 2” elektryzuje fanów polskiej komedii, zwłaszcza tych, którzy mają do Machulskiego szczególny sentyment. Jeśli sequel utrzyma poziom pierwszej części, może być czymś więcej niż tylko nostalgicznym powrotem – może być naprawdę dobrą kontynuacją w duchu oryginału. Czekam z nadzieją – i jeszcze raz polecam: jeśli nie widziałeś "Vinci”, nadrób. A jeśli widziałeś – obejrzyj raz jeszcze. Bo warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz