Nie będę udawał obiektywizmu. "Commando” (USA 1985) to jeden z tych filmów, które ukształtowały mój gust, zanim w ogóle wiedziałem, co to jest kino gatunkowe. Pamiętam go z kaset VHS – wypożyczanych, przegrywanych, kupowanych. To był rytuał. I Arnold był jego kapłanem!
"Commando” to kino akcji w najczystszej postaci – nieskażone ironią, pozbawione autotematycznego mrugania okiem, które tak często psuje współczesne "powroty do lat 80.”. Reżyser Mark L. Lester nie bawi się w subtelności. Zamiast tego serwuje 90 minut czystego testosteronu: pościgi, wybuchy, strzelaniny i Arnolda w szczytowej formie.