Rok 1919 - władze Meksyku przyjmują ustawy antyklerykalne, ograniczające możliwości działania Kościoła katolickiego w tym kraju. Przez pierwsze lata nowe prawa nie zostają wprowadzone w życie. Następuje to dopiero w 1926, kiedy przy władzy jest prezydent Plutarco Elías Calles. Przyśpiesza on proces sekularyzacji, zakazuje procesji i mszy poza świątyniami oraz znosi nadzór Kościoła nad szkołami. Wybucha powstanie tzw. Cristeros. I o tym opowiada film Cristiada (Meksyk 2012).
W czasie powstania Cristeros zginęło około 90 tysięcy ludzi, zarówno powstańców, duchownych jak i meksykańskich żołnierzy.
Film przedstawia walkę z reżimem meksykańskim, historię ludzi, którzy w obronie swojej religii zbrojnie stanęli przeciwko państwu. Oddziałami chrystusowców, którzy zdecydowanie nie nadstawiają drugiego policzka, dowodził wynajęty przez nich zawodowy generał Enrique Gorostieta (Andy Garcia). Początkowe zwycięstwa powstańców musiały się jednak skończyć się ich klęską. Wojna nie w smak była USA, którym kończyła się licencja na wydobywanie ropy (i zabiegała o względy Meksyku) i samemu Watykanowi. Ostatecznie Cristeros zostali zdradzeni przez stolicę Kościoła katolickiego, która za ich plecami, za pośrednictwem ambasadora Stanów Zjednoczonych (Bruce Greenwood), podpisała umowę z Meksykiem, reprezentowanym przez prezydenta Callesa (Rubén Blades).Film jest dobrze nakręcony, sporo w nim dramaturgii, ale też okrucieństwa. Trudno jest nie stanąć po stronie Cristeros, widząc brutalność i okrucieństwo żołnierzy meksykańskich. Nawet się zastanawiałem, czy film Deana Wrighta nie był sponsorowany przez organizacje katolickie. Ale bardzo Wam polecam ten film, ciekawa historia, o której wcześniej niewiele słyszałem. Warta wspomnienia jest też dobra muzyka Jamesa Hornera.
Kościół katolicki uznał kilkunastu poległych w wojnie Cristero za świętych. Beatyfikowani zostali między innymi księża: Miguel Pro, Cristobal Magallanes i Jose Maria Roble. Więcej na temat tych zdarzeń znajdziecie tutaj.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz