Świetny film. Świetny klimat, który powoduje, że nie potrzebne są efekty specjalne i fajerwerki. Wystarczył dobry scenariusz i dobry reżyser, by "Jazdę na kuli" oglądało się z przyjemnością od początku do końca. Ale nie ma się, co dziwić. Film wyreżyserował Mick Garris, specjalista od ekranizacji dokonań Stephena Kinga (tu wywiad dotyczący filmu). Film opowiada o młodym mężczyźnie, który na wieść o chorobie matki postanawia natychmiast jechać ją odwiedzić. Rezygnuje z biletów na atrakcyjny koncert i rusza stopem do rodzinnej miejscowości. Ma za sobą sporo przejść, bojąc się odejścia narzeczonej próbuje w urodziny popełnić samobójstwo.