środa, 1 października 2008

Zmora część 1

Rozpoczynamy publikację opowiadania grozy autorstwa Pat, pt. "Zmora". Dziś pierwsza część!

Pod tymi schodami na pewno mieszka Zmora – tak, jestem tego pewny. Brama mojej kamienicy to obskurna otchłań. Może jeszcze nie tak strasznie zaniedbana, jak potrafią być klatki w najstarszej części Śródmieścia, ale nie jest to normalne miejsce. Odkąd tu mieszkam, ściany głównego holu zawsze pokrywa lekka wilgoć. Zauważyłem jeszcze jedno – z sufitu w lewym górnym rogu „COŚ” się sączy. Mówię „coś”, bo to jakaś lepka, ciemna ciecz zupełnie nieprzypominająca wody, nawet takiej, co wybija ze starych przerdzewiałych rur. I ten cholerny zapach: podgniłych liści, zmieszany z kocią uryną i jeszcze czymś, w stylu grzybów... może, sam nie wiem. Tak, więc codziennie, jednym susem staram się pokonać całe to mroczne przejście. Dopiero na schodach mogę odetchnąć i poczuć się bezpiecznie. Bo trzeba przyznać, na wyższych kondygnacjach budynek jest naprawdę stylowy i już nie tak mroczny.
Tyle, że ta Zmora spędza mi sen z oczu.
Pierwszy raz zauważyłem – nie, poczułem jej obecność, w pewien letni wieczór. Wcale nie było ponuro, nie padał deszcz, ani nie wracałem zbyt późno do domu. Przechodząc w kierunku schodów usłyszałem pod schodami szelest. W tamtym miejscu zawsze jest ciemno, więc trzymając się ściany ostrożnie wszedłem w zapuszczony zaułek, miejsce nieodwiedzane przez mieszkańców mojej kamienicy.
Sterty starych papierów, porzucone puszki po piwie i jakieś inne pokryte satyną wieloletniego kurzu graty walały się wszędzie i każdy kolejny krok powodował hałas. Im byłem bliżej, tym bardziej upewniałem się, że nie tylko ja brnę po tej stercie rupieci. Aż w końcu, tuż pod spadzistym kątem podstawy drewnianych schodów dostrzegłem kawałek tego czegoś. Chyba nie chciała abym ją zobaczył, bo całe zdarzenie trwało zaledwie sekundę, ale to wystarczyło. Zanim ten fragment pomarszczonej i pokrytej czymś w rodzaju łuski (a może to były bruzdy wypełnione brudem?) oraz chyba zaopatrzonej w szpony, niewielkiej dłoni zniknął w ciemnościach.
Przez chwilę wstrzymałem oddech. Nie boję się takich rzeczy. One zazwyczaj są zupełnie nieszkodliwe i żywią się naszym wewnętrznym strachem – jeśli go okażemy, a poza tym pozostają zupełnie bezbronne.
Dlatego zostawiłem ją w spokoju. Pomyślałem, że to jedna z tych szczurowatych postaci dogorywających w ciemnych fałdach świata, którego już nie rozumieją.
Ale ona wróciła do mnie którejś nocy. I wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że to nie jest przypadek....

Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga