Dawno nie byłem w teatrze, ale 1 czerwca, z okazji Dnia Dziecka, trafiła się okazja. Postanowiliśmy dzieciaki zabrać do warszawskiego Teatru Syrena na musical Matylda (premiera w 2022). Wspaniałe, chociaż trochę zbyt długie widowisko, zrobiło na mnie spore wrażenie.
Niewykluczone, że znacie opowieść o Matyldzie z filmu o tym samym tytule. Tytułowa bohaterka ma beznadziejnych rodziców, ojciec - oszust, który próbuje sprzedać bułgarskiej mafii stare samochody i jej matka myśląca tylko o pieniądzach i swoim wyglądzie.
Dodatkowo starszy brat siedzący tylko przed telewizorem. Rodzice Matyldy wysyłają ją do szkoły, w której rządzi twardą ręką była sportsmenka - Agata Łomot (Damian Aleksander). Wrażliwa 6-letnia dziewczyna, uwielbiająca czytać i uczyć się nie może sobie dać rady. Na szczęście pomagają jej inne dzieciaki i nowa nauczyciela - Panna Miodek (Magdalena Placek-Boryń)...Musical jest adaptacją powieści Roalda Dahla o tym samym tytule, klasyki literatury dla dzieci i młodzieży. Do Polski trafił prosto z West Endu i Broadwayu. Naprawdę wspaniałe przedstawienie w reżyserii Jacka Mikołajczyka, bawiące, ale i wzruszające. Pouczające dla dzieci. Ale też interesujące dla dorosłych. Twórcy musicalu zresztą często puszczają oko do dorosłych, ukrywając zabawne dla nich gagi, które raczej są niezrozumiałe dla dzieciaków. Dodatkowo muzyka grana przez orkiestrę na żywo. Warto było wyłożyć ponad 100 zł za bilet!
Mały minus to czas trwania spektaklu - aż trzy godziny (z 20 min. przerwą). Nie wszystkie dzieciaki są w stanie wytrzymać. Filip zieeeeeewał ostro, bo przedstawienie trwało do 22:00, ale dzielnie dawał radę! Bardzo mi się podobali aktorzy, wszyscy dawali radę, zwłaszcza dzieciaki, naprawdę super się ich oglądało! A na koniec klaskałem, aż dłonie bolały!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz