Kiedy zobaczyłem zwiastun Life (USA 2017) stwierdziłem, że trzeba przerwać czas lenistwa i wybrać się wreszcie do kina. I dobrze zrobiłem. Naprawdę dobry film, który jeszcze bardziej zaostrzył apetyt przed nowym Obcym, który ma premierę już w maju!
Oczywiście bardzo wiele łączy Life z pierwszym Obcym. Znowu mamy ekipę naukowców, która leci w kosmos. I spotyka Obcego. I musi walczyć o życie...
Film wyreżyserował bliżej mi nieznany Daniel Espinosa, a scenariusz napisali: Rhett Reese (Zombieland, Dinozaur, Deadpool) i Paul Wernick (Zombieland, Deadpool ). Czyli też bez doświadczenia.
Nasi bohaterowie to załoga statku kosmicznego, która wysłała sondę na powierzchnię Marsa. Urządzenie wraca z przygodami i okazuje się, że przywozi jakiś organizm. Próby przywrócenia go do życia przynoszą pozytywny efekt. Organizm ożywa i zaczyna szybko rosnąć. Na ziemi euforia - uczniowie jednej ze szkół nadają mu imię. Prace badacze trwają, szybko jednak okazuje się, że nie jest on przyjaźnie nastawiony do ziemian i przy pierwszej możliwej okazji, kiedy już odzyskał siły, atakuje. Rozpoczyna się polowanie. Obcy na kosmonautów, Ziemianie na Aliena.
Twórcom filmu idzie prowadzenie akcji bardzo sprawnie. Jest niezły klimat, jest jakieś tam przesłanie, jest tempo akcji i zwolnienia (kiedy trzeba). Oczywiście są kinomani, którzy stwierdzą, że ten film to kalka wielu innych obrazów SF. Ale powiedzcie mi tak szczerze - ile widzieliście w ciągu ostatnich, powiedzmy, pięciu lat nowatorski obraz, który wniósł coś nowego do historii kina lub chociaż SF?
No właśnie. Najważniejsze chyba jednak jest, że wychodzi się z kina zadowolonym. Jeżeli jeszcze ktoś pomyśli - fajnie by było żeby powstała kolejna część - to producenci mogą odtrąbić sukces finansowy. No oczywiście o ile tych osób będzie więcej.
A kiedy już pomyślimy sobie, że to był niezły/dobry/bardzo dobry film to wtedy zobaczmy zwiastun nowego Obcego i pomyślmy - prawdziwa uczta jest jeszcze przed nami 8-)
Oczywiście bardzo wiele łączy Life z pierwszym Obcym. Znowu mamy ekipę naukowców, która leci w kosmos. I spotyka Obcego. I musi walczyć o życie...
Film wyreżyserował bliżej mi nieznany Daniel Espinosa, a scenariusz napisali: Rhett Reese (Zombieland, Dinozaur, Deadpool) i Paul Wernick (Zombieland, Deadpool ). Czyli też bez doświadczenia.
Nasi bohaterowie to załoga statku kosmicznego, która wysłała sondę na powierzchnię Marsa. Urządzenie wraca z przygodami i okazuje się, że przywozi jakiś organizm. Próby przywrócenia go do życia przynoszą pozytywny efekt. Organizm ożywa i zaczyna szybko rosnąć. Na ziemi euforia - uczniowie jednej ze szkół nadają mu imię. Prace badacze trwają, szybko jednak okazuje się, że nie jest on przyjaźnie nastawiony do ziemian i przy pierwszej możliwej okazji, kiedy już odzyskał siły, atakuje. Rozpoczyna się polowanie. Obcy na kosmonautów, Ziemianie na Aliena.
Twórcom filmu idzie prowadzenie akcji bardzo sprawnie. Jest niezły klimat, jest jakieś tam przesłanie, jest tempo akcji i zwolnienia (kiedy trzeba). Oczywiście są kinomani, którzy stwierdzą, że ten film to kalka wielu innych obrazów SF. Ale powiedzcie mi tak szczerze - ile widzieliście w ciągu ostatnich, powiedzmy, pięciu lat nowatorski obraz, który wniósł coś nowego do historii kina lub chociaż SF?
No właśnie. Najważniejsze chyba jednak jest, że wychodzi się z kina zadowolonym. Jeżeli jeszcze ktoś pomyśli - fajnie by było żeby powstała kolejna część - to producenci mogą odtrąbić sukces finansowy. No oczywiście o ile tych osób będzie więcej.
A kiedy już pomyślimy sobie, że to był niezły/dobry/bardzo dobry film to wtedy zobaczmy zwiastun nowego Obcego i pomyślmy - prawdziwa uczta jest jeszcze przed nami 8-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz